Page 7 - demo ksiazki
P. 7

– Zakład, że w przyszłym karnawale znów przebierze się za
            Jamesa Bonda? Tak jak rok temu i pewnie w poprzednim też.
               – Na pewno.
               – Tylko pryszcze nie do końca pasują. Bond nie ma pryszczy!
               – Ma – odparła Kari, uśmiechając się  pod nosem. – Do-
            klejane. To miniaturowe, zamaskowane ładunki wybuchowe,
            które w każdej chwili może zdjąć i cisnąć nimi w przeciwnika.
               Dwunastoletnia  siostra  wcisnęła  twarz  w  jej  rękaw,  aby
            ukryć atak śmiechu.
               – Jesteśmy dosyć podłe, co? – stwierdziła, gdy wreszcie zła-
            pała oddech.
               – Tak – odparła Kari, przybierając skruszony wyraz twarzy.
            Do prawdziwej skruchy było jej jednak daleko. – Całkiem do-
            syć. A teraz chodźmy, może zostało trochę waniliowego skyra,
            no wiesz, tego twarogowego jogurtu, który kupiliśmy wczoraj
            w supermarkecie.
               Zerknęła w stronę samochodu i stwierdziła, że jej matka
            i Thorsten całowali się, trzymając torbę piknikową, i z cze-
            goś się śmiali. Poczuła, jakby ktoś wbijał w jej serce długą
            igłę, bardzo powoli. Czy kiedyś będzie jeszcze tak, jak daw-
            niej, gdy były dziewczyńskim tercetem, jak czasami mawia-
            ła mama? Kiedy ona i mama, dwa ranne ptaszki w rodzinie,
            siedziały w strojach do joggingu przy śniadaniu, z pierwszą
            kawą czy kubkiem kakao w dłoni i nogami wyciągniętymi
            do góry. Kiedy czytały sobie nawzajem ciekawe fragmenty
            z gazety, albo zabawne zdania z książki, w której się akurat
            rozczytywały?
               Teraz odbywało się to tak, że przy śniadaniu mama dyskuto-
            wała z Thorstenem Elzheimerem o polityce albo sprawach za-
            wodowych, śmiała się z jego kulawych dowcipów i pytała, czy
            chciałby jeszcze plasterek ręcznie robionego górskiego sera z ja-
            kiejś tam wsi. Jeżeli miało się szczęście, wystarczyło poprosić ją
            tylko dwa razy o podanie masła. Jeszcze większe szczęście miało


                                         10
   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11   12