Page 6 - demo ksiazki
P. 6

– Hej, stójcie, nie czytałyście, że tutejszy mech jest bardzo
            wrażliwy  i  nie  powinno  się  go  deptać?  –  zaprotestował  ich
            przybrany brat John Elzheimer. Nie zamierzał zdjąć okularów
            przeciwsłonecznych. Jego oczy pozostawały ukryte za czarny-
            mi szkłami.
               „Oczywiście ma rację, jak zwykle. Belferski synalek”. Kari
            zawahała się. Alice padła właśnie na ziemię tuż obok zwietrza-
            łego odłamka skały.
               – Ale tutaj nie ma mchu tylko trawa i wrzosy – oświadczy-
            ła. – Och, poszycie jest takie grube i miękkie! Przekonajcie się
            sami! Sprężynuje pod stopami, wcale się nie niszczy.
               Pokusa była zbyt silna. „No już, leć do swojego tatusia na-
            skarżyć!”, pomyślała Kari, zbiegając po zboczu. John jednak
            przypuszczalnie tylko uniósł brwi na znak, że to niesłychane.
            I dobrze.
               Wzdychając z zadowolenia Kari umościła się na nagrzanych
            słońcem wrzosach. O tak, były niesamowite w dotyku, niczym
            bardzo gruby dywan, aromatycznie pachnący ziołami.
               – To nie jest prawdziwa Islandia – wymamrotała Kari.
               – A co? – Alice połaskotała ją źdźbłem trawy w nos.
               – Na Islandii istnieje sto słów na określenie wiatru, poza
            tym przeważnie pada. – Kari na moment zamknęła oczy, wy-
            stawiając twarz na słońce.
               – Wkurzasz się tylko dlatego, że mama kazała ci zostawić w sa-
            mochodzie twój ulubiony norweski sweter – stwierdziła Alice.
               – Jeśli będę miała pecha, to skubną mi go tutejsze elfy, gdy
            nie będę patrzeć. Tu można nosić wyłącznie islandzkie swetry.
               – Idziecie? Tam z przodu robimy piknik! – zawołał do nich
            John. W jego głosie pobrzmiewało lekkie zdenerwowanie.
               – Tak, zaraz! – odkrzyknęła Kari i szepnęła do Alice: – Łał,
            ale sobie stanął. To jego poza tajnego agenta. Zaraz mu to coo-
            lerstwo uszami wyjdzie.
               Alice zachichotała.


                                          9
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11