Page 6 - demo ksiazki
P. 6
Niezależnie od kontraktowych zastrzeżeń pan Tomasz wzywał do siebie
każdego nowego stróża i przeprowadzał z nim taką mniej więcej rozmowę:
– Słuchaj no, kochanku… A jak ci na imię?…
– Kazimierz, proszę pana.
– Słuchajże, Kazimierzu! Ile razy wrócę do domu późno, a ty otworzysz mi
bramę, dostaniesz dwadzieścia groszy. Rozumiesz?…
– Rozumiem, wielmożny panie.
– A oprócz tego będziesz brał ode mnie dziesięć złotych na miesiąc, ale
wiesz za co?…
– Nie mogę wiedzieć, jaśnie panie – odpowiedział wzruszony stróż.
– Za to, ażebyś na podwórze nigdy nie wpuszczał katarynek. Rozumiesz?…
– Rozumiem, jaśnie wielmożny panie.
Lokal mecenasa składał się z dwu części. Cztery większe pokoje miały okna
od ulicy, dwa mniejsze – od podwórza. Paradna połowa mieszkania przezna-
czona była dla gości. W niej odbywały się rauty, przyjmowani byli interesanci
i stawali krewni albo znajomi mecenasa ze wsi. Sam pan Tomasz ukazywał się
tu rzadko i tylko dla sprawdzenia, czy wywoskowano posadzki, czy starto kurz
i nie uszkodzono mebli.
Całe zaś dnie, o ile nie przepędzał ich za domem, przesiadywał w gabinecie
od podwórza. Tam czytywał książki, pisywał listy albo przeglądał dokumen-
ty znajomych, którzy prosili go o radę. A gdy nie chciał forsować wzroku, sia-
dał na fotelu naprzeciw okna i zapaliwszy cygaro zatapiał się w rozmyślaniach.
Wiedział on, że myślenie jest ważną funkcją życiową, której nie powinien lek-
ceważyć człowiek dbający o zdrowie.
Z drugiej strony podwórza, wprost okien pana Tomasza, znajdował się
lokal wynajmowany osobom mniej zamożnym. Długi czas mieszkał tu sta-
ry urzędnik sądowy, który spadłszy z etatu przeniósł się na Pragę. Po nim na-
jął pokoiki krawiec; lecz że ten lubił niekiedy upijać się i hałasować, więc wy-
mówiono mu mieszkanie. Później sprowadziła się tu jakaś emerytka, wiecz-
nie kłócąca się ze swoją sługą.
Ale od św. Jana staruszkę, już bardzo zgrzybiałą i wcale zasobną, pomimo
jej kłótliwego usposobienia wzięli na wieś krewni, a do lokalu sprowadziły się
dwie panie z małą, może ośmioletnią dziewczynką.
Kobiety utrzymywały się z pracy. Jedna szyła, druga wyrabiała pończochy
i kaftaniki na maszynie. Młodszą z nich i przystojniejszą dziewczynka nazy-
wała mamą, a starszej mówiła: pani.
7