Page 13 - demo ksiazki
P. 13

raźniej mu znika, bo ma sporo strupków, więc się
                odczep.
                   Triumfalnie krzyżuję ramiona.
                   –  Podjeżdżamy  pod  wejście  –  mówi  Effie,  gdy
                Mercy uderza się dłonią w czoło – przestańcie proszę
                nadawać  przez  najbliższe  czterdzieści  pięć  sekund.
                Bądźcie milutkie. Twarze pokerzysty i takie tam.
                   Auto zatrzymuje się z piskiem.
                   – Hejka, hejka, hejka – wrzeszczy Max, otwiera-
                jąc drzwi i wtykając z tyłu swoją ogoloną na łyso
                głowę i szczerząc się w szerokim uśmiechu – wi-
                dzę, że trzy wiedźmy na jeden dzień wyzbyły się
                mioteł. Co tam, moje trajkoty?
                   Jedyne co trzeba powiedzieć o moim dziewięt-
                nastoletnim bracie to to, że własne imię traktuje
                niezwykle dosłownie.
                   – To z miłości do…
                   – Języka, syrenko – śmieje się Max, przesuwa-
                jąc naszą siostrę i z wystającymi z postrzępionych
                dżinsów brązowymi kolanami pakuje się z dru-
                giej strony auta. – Czyżbyś nie cieszyła się na mój
                widok, siostruniu? Pewnie, że się cieszysz. Widzę
                po tobie. Tylko spójrz jak rozpromieniająco wpły-
                wa na ciebie sama moja obecność.
                   Max pochyla się do przodu i palcami rozciąga
                usta Mercy w przerażający, czerwony uśmiech ro-
                dem z horroru.





                                         17
                                         17
   8   9   10   11   12   13   14   15   16   17   18