Page 18 - demo ksiazki
P. 18
cią szaloną jeszcze przed ukończeniem pierwszego
czytania scenariusza.
A póki co, narzucono mi na głowę jakiś sweter.
– Mogę już wyjść? – sądzę, że przeprowadzają
mnie właśnie przez ogromną elektroniczną bram-
kę, słyszę jej piszczenie – łaskocze mnie w nosie.
– Przestań smarkać w mój kaszmir od Burber-
ry – Mercy dźga mnie w bok. – Rozważałaś może
kiedyś przyklejenie sobie na paszczę kawałka me-
chatej tkaniny, Pudlu? Nie musielibyśmy za każ-
dym razem przechodzić przez tę samą scenę!
Effie delikatnie zdejmuje mi zasłonę i świat znów
do mnie wraca: cudna, malutka chatka o drzwiach
w zgaszonym odcieniu szarej zieleni, ze ślicznymi
kwiatuszkami, przyciętym żywopłotem, niewielki-
mi drzewkami i ogromnym, wysokim na sześć me-
trów ogrodzeniem izolującym nas od całej reszty.
– Już niedługo nie będziecie musieli tego robić –
przypominam gdy maszerujemy mokrą, żwirową
ścieżką – za jedną trzecią roku będę tak sławna, że
będziecie mogli sprzedawać moje smarki na eBayu
za miliony, a jakiś nawiedzony chłoptaś je kupi
i wyhoduje sobie w probówce miniaturową, gluto-
wą wersję mnie, którą zachowa po wieczne czasy.
Mercy z przerażeniem przygląda się sweterko-
wi, zanim schowa go w torebce od Fendi, a Faith
wybucha śmiechem.
2222