Page 7 - demo_ksiazki
P. 7

Krążyła wokół bloku, kopiąc czasami czubkiem buta zmarznięte
           kawałki lodu. Po ulicy przemykały auta, zmieniając śnieg w bło-
           to. Miała jeszcze cień nadziei, że któreś z rodziców wybiegnie
           przed klatkę, szukając jej. Wyszli tylko sąsiad z psem i sąsiadka
           ze śmieciami. Małgosia poszła więc dalej – w stronę placu za-
           baw, przy garażach.
           Trochę tu było strasznie. Właściwie chciała już wracać, gdy
           usłyszała, jak ktoś woła ją po imieniu:
           – Małgosiu, pomożesz?
           To była pani Agnieszka. Sąsiadka z trzeciego pietra, która czę-
           sto grała na pianinie. Teraz nie grała. Siedziała w swoim samo-
           chodzie i próbowała wyjechać z wielkiej śnieżnej zaspy, której
           jeszcze wczoraj tu nie było. Podeszła.
           – Spróbujesz popchnąć moje auto? Spóźnię się na koncert…
           Małgosia była szczęśliwa, że pani Agnieszka pamięta, jak ma na
           imię, ale pomysł wypychania ciężkiego auta przez małą dziew-
           czynkę wcale jej się nie spodobał. Stanęła, zakłopotana, nie
           wiedząc, jak odmówić pani Agnieszce.
           – Pomogę! – usłyszała nagle znajomy męski
           głos. To był pan Tomek, który odśnieżał
           osiedlowe chodniki.
           Pani Agnieszka bardzo się ucieszyła. Mał-
           gosia także. W takim razie ona też posta-
           nowiła pomóc – panu Tomkowi.
           – To ja za pana trochę poodśnieżam –
           uśmiechnęła się i wzięła od pana Tomka
           wielką plastikową łopatę.
           – Raz, dwa i trzy – krzyknął mężczyzna
           i z niemałym trudem wypchnął auto,
           razem z siedzącą w nim panią Agnieszką,
           z zaspy. Spod kół auta wytrysnęła wielka





                                           9
   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11   12