Page 14 - Opowiesci_z_Orzechowej_Polany
P. 14
– O, maluszek! – wykrzyknęła Marta, z zachwytu przykładając łapki
do piersi.
– Sprytne – mruknął wilczek Grr.
Tymczasem obok nich przebiegł trzecioklasista dziczek z dzwonkiem
w łapce.
– Dzeń-dzeleń, deń-deleń! – rozległo się dokoła.
Kiedy dzwonek zamilkł, nauczycielka zaprosiła wszystkie zwierząt-
ka do szkoły.
Jednorożec szedł labiryntem szkolnych korytarzy i czuł jak z każdym
krokiem robi się mądrzejszy. Tyle kątów ostrych i rozwartych, tyle kory-
tarzy przypominających litery i znaki… I wszystko rozświetlone słońcem
wpadającym do środka przez ogromne okna, które były tu zamiast ścian.
Z początku Tarasik próbował zapamiętać drogę, ale to wcale nie by-
ło takie proste.
Dokładnie tak samo powiedział ochroniarz, pan łoś:
– To nie jest proste.
I podrapawszy się wielkim kopytem między rogami, dodał:
– Jak pochodzicie tutaj rok, to pewnie zapamiętacie. Nie wcześniej!
W klasie, do której weszli podłoga była mniejsza od sufitu. To, pomy-
ślał Tarasik, powinno wystarczyć nietoperzom i sowom, aby na przerwie
mogli rozprostować skrzydła...
Ławki stojące w sali różniły się od siebie: niskie i wysokie, z kółkami
i bez kółek, na płozach i na słupkach.
Tymczasem pani kangurzyca powiesiła na tablicy wesołe obrazki, któ-
re opowiadały o tym, co czeka uczniów w szkole. Były tam porady, jak
chodzić po korytarzach, żeby nie zakręciło się w głowie. Zamiast wskaź-
nika nauczycielka używała swojego ogona, którym machała tak spryt-
nie, że nie potrąciła przy tym nikogo.
Co tam korytarze – pomyślał Tarasik – najważniejsze, żeby nie zna-
leźć się w pobliżu tego ogona…
14