Page 10 - demo ksiazki
P. 10
– I warunków tu do nauki brak. Stół zawsze zajęty, radio gra,
maszyna brzęczy. Henio na głos czyta. Ach, gdyby nauczyciel-
ka wyprowadziła się! Słodka godzino! Mielibyśmy dwa pokoje...
– Kobieto, zastanów się, gdzie ona może się wyprowadzić?
– A czy to nie powinni dać mieszkania nauczycielom przy szkole?
– Mówisz, jakbyś po tym świecie nie chodziła.
– Może by do rodziny gdzie pojechała? – nie ustępuje matka.
– A może Czernik przyżeniłby się do jakiegoś mieszkania i ona
zajęłaby jego pokój.
– A może Szafrańców zabrałby ten wnuk z Ameryki? A może
przysłałby im domek z ogródkiem? – głos ojca jest wyraźnie po-
denerwowany. – Co za głupstwa przychodzą ci do głowy? Należy
nam się większe mieszkanie i dostaniemy. Nie bój się! Przecież ta
rudera wiecznie stać nie będzie.
– Tak? „Nie bój się”. Ile już komisji było i co? Czekaj tatka lat-
ka. A na chłopaku wszystko się skrupia.
– Żałuj go, żałuj. Ale ja go przypilnuję. Jeżeli mu tu za głośno
na lekcje, to niech w kuchni odrabia. Przecież tam po południu
spokój. Nikomu nie przeszkodzi.
– Może nie przeszkodzi, a może i przeszkodzi – mówi filozo-
ficznie matka – w takim kołchozie to i kichnąć człowiekowi gło-
śniej nie wolno.
Za firanką u Szafrańców też układają się do snu.
– Leoniu, duszko, sprawdź no jeszcze, czy gaz w kuchni do-
brze zamknięty.
– Zamknięty. Drzwi od kuchennych schodów też, bo Grudziń-
ska wcześnie dziś wróciła. Ja to się tylko złodziei boję. Niby nic
nie mamy, a jednak... I ten przechodni pokój: ani się zamknąć, ani
nic. Mnie się to nie podoba. We własnym mieszkaniu, a niczym
_ 10 _ _ 11 _