Page 14 - demo ksiazki
P. 14
teraz z ulgą Flora i Feliks. Dziewczynka zastanawiała się,
czy dawny weterynarz również siadywał na niej ze swoją
rodziną. W każdym razie musiał mieć dzieci, bo za jodła-
mi było widać pozostałości rozpadającego się domku na
drzewie.
– Tu można pograć w piłkę nożną – zauważył Feliks. –
Tam będzie jedna bramka – wskazał na dwie małe jabłonie
– a z tej strony druga. Może tata coś ze mną zbuduje.
– Zanim tata tu cokolwiek zbuduje, musi najpierw skosić
trawę. W przeciwnym razie możesz zapomnieć o futbolu –
powiedziała Flora, patrząc na trawę, która w tym miejscu
sięgała jej prawie do kolan.
– Czyż ten ogród nie jest wspaniały? – zawołała do nich
z góry matka. Stała na balkonie, z którego kręte schody
wiodły bezpośrednio na sam dół, do kilku zarośniętych
kamiennych schodków. Kiedyś na pewno stały tam stoły
i krzesła. – Macie ochotę na piknik?
– O tak! – wykrzyknął zachwycony Feliks. Flora również
uważała, że to całkiem niezły pomysł. Pomogli matce zanieść
do ogrodu dwa duże koce, kanapki i talerze z owocami i wa-
rzywami. Wkrótce potem dziewczynka wyciągnęła się z roz-
koszą na kocu, podłożyła ramię pod głowę i z zadowoleniem
wgryzła się w ostatnią marchewkę. Patrzyła w błękitne niebo
i obserwowała muchy tańczące w powietrzu. W mieście nie
mieli tak pięknego ogrodu. A pikniki urządzali tylko podczas
17