Page 9 - tmp
P. 9

– Tabaczki sobie zażyjemy, co? – mówi, podstawiając babom swoją tabakierkę.
        Baby zażywają i kichają. Dziad wpada w niezwykły zachwyt, zanosi się od we-
     sołego śmiechu i krzyczy:
        – Odrywaj, przymarzło!
        Dają powąchać tabaki psom. „Kasztanka” kicha, kręci mordą i obrażona, od-
     chodzi. „Piskorz” przez szacunek nie kicha, lecz kręci ogonem. Pogoda zaś jest
                cudowna. Powietrze spokojne, przezroczyste, mroźne. Noc ciem-
                na, ale widać dobrze całą wieś, jej białe dachy i smugi dymu uno-
      Opis przyrody.  szące się z kominów, drzewa posrebrzone szronem, grudy śniegu.
                Całe niebo zasiane wesoło migoczącymi gwiazdami, a drogę mlecz-
     ną widać tak wyraźnie, jakby ją umyto na święta i wytarto śniegiem. Wańka wes-
     tchnął, umoczył pióro i pisał dalej:
        „…A wczoraj dostałem smarowanie . Majster wywlókł mnie za włosy na dwór
                                       5
                i wysmarował pocięglem  za to, że kołysząc dziecko, niechcący za-
                                       6
                snąłem. W tygodniu majstrowa kazała mi oprawić śledzia, a gdy za-
                cząłem od ogona, to wzięła główkę śledzia i tkała mi ją do gęby.
       iwan Żuków:
     Sytuacja u szew-  Czeladnicy się ze mnie śmieją, posyłają do szynku po wódkę i każą
       ca; kary ciele-  kraść majstrowej ogórki. A majster bije, czym się zdarzy. I karmią
     sne, głód, praca.
                tu okropnie. Rano dają chleba, na obiad – kaszy, a wieczorem – też
                chleb, a żeby herbaty albo kapuśniaku, to gospodarze sami żłopią.
     Spać – to mi każą w sieni, a kiedy ich dzieciak płacze, to wcale nie śpię, tylko
     muszę go kołysać. Drogi dziaduniu, na miłość Boską, weź mnie stąd na wieś, bo
     już wcale nie mogę. Kłaniam się do nóg i będę wiecznie Boga prosił, zabierz mnie
     stąd, bo zamrę…”
        Wańka wykrzywił usta, potarł oczy czarną piąstką i zaczął łkać.
                   „…Ja ci będę tytoń rozcierał – pisał dalej – do Boga będę się mo-
                dlił, a gdy ci się co nie spodoba, to bij mnie, jak psa. A jeżeli my-
       iwan Żuków:   ślisz, że dla mnie miejsca nie ma, to ja poproszę rządcę, żeby mnie
      Rozpacz, myśli   wziął do czyszczenia butów albo zamiast Fiedźki, będę pastusz-
         o ucieczce.
                kiem. Dziaduniu drogi, nie ma tutaj innego wyjścia, tylko śmierć.
                Chciałbym pieszo uciec na wieś, ale butów nie mam, boję się mro-
     zu. A jak wyrosnę duży, to za to będę cię żywił i nikomu nie dam cię skrzyw-
     dzić. A jak umrzesz, będę się modlił za spokój twojej duszy, wszystko jedno, jak
     za mamę Pelagię.
        A Moskwa – miasto duże. Wszystkie domy pańskie i koni dużo, a owiec nie ma


     5  smarowanie – tu: lanie, bicie
     6  pocięgiel – rzemienny pasek
                                        10                                                                             11
   4   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14