Page 4 - tmp
P. 4
– Rozumie się, że generalski! – mówi ktoś z tłumu.
– Hm!… Włóż no mi palto, Jełdyrin… Wiatr skądciś powiał…
Chłodno… Odprowadzisz go do generała i spytasz, czy to nie jego
pies. Powiesz, że ja go znalazłem i przysyłam‥ Powiedz też, żeby go oczumiełow:
na ulicę nie wypuszczali… Może to drogi pies, a jeżeli mu każda Poszukiwania
właściciela psa;
świnia będzie papierosem tykać w mordę, to nietrudno go zmarno- troska o zwierzę.
wać. Pies, to delikatne stworzenie… A ty, durniu, opuść rękę! Nie
masz co swojego głupiego palca wystawiać na pokaz! Sam jesteś sobie winien.
– Oto idzie kucharz generała, jego się spytamy… Hej, Prochorze! Chodź no
tu! Spójrz na psa… To wasz?
– Też wymyślił! Takich u nas nigdy nie było.
– Nie ma się co i pytać – mówi Oczumiełow. – To włóczęga! Co tu dużo ga-
dać… Jeżeli powiedziałem, że włóczęga, to włóczęga… Zabić i koniec.
– To nie nasz – ciągnie dalej Prochor. – Ten należy do brata generała, co do
nas przyjechał. Nasz nie jest amatorem chartów. Co innego jego brat.
– Czyż brat generała przyjechał? Włodzimierz Iwanycz? – zapytuje Oczumie-
łow i całą jego twarz opromienia słodki uśmiech. – Masz tobie! A ja nic nie wie-
działem. Przyjechał w gościnę?
– W gościnę.
– Ach, mój Boże… Stęsknił się za bratem… A ja nic nie wiedzia-
łem! Więc to jego piesek? Bardzo mnie cieszy… Weź go… Piesek
Chriukin:
niczego… Rezolutny taki… Cap tego draba za palec… Ha-ha-ha… Poniżony,
No, czemu drżysz? Rrr… rr… Złości się, szelma…Delikacik! ośmieszony.
Prochor woła psa i odchodzi z nim od składu… Tłum śmieje się z Chriukina.
– Jeszcze się do ciebie dobiorę – grozi mu Oczumiełow i owinąwszy się w płaszcz,
na nowo rozpoczyna wędrówkę po rynku.
4 5 5