Page 9 - DEMO KSIAZKI
P. 9
– Pychota! – Anielka z ochotą posmakowała. Mleko było o niebo lepsze
niż jakieś pasteryzowane coś z plastikowej sklepowej butelki.
– A nie wzięłaś dla nas miodu? – spytał ją z uśmiechem wujek Rysiek, za-
glądając do przewieszonej przez ramię torby wieśniaczki.
– Jakbyś zgadł! Wzięłam go na targu od Lipiakowej – ucieszyła się i wy-
jęła biały słoiczek. – Rzepakowy – oblizała się – smakowity jak mało co! Bo
ze sklepu to w ogóle szkoda brać, tam cukru dorzucają i potem miód się cu-
krzy – coś tam jeszcze z wujkiem wyjaśniała, gdy Anielkę olśniło. Jasne!
Na targu kupuje się żywność i różne rzeczy, więc można by tam coś własne-
go sprzedawać i zarobione pieniądze przeznaczyć na wykup Florka. To było
proste, tylko co wystawią na sprzedaż?!
Ponieważ Marysia pojechała gdzieś z ciocią Władzią, Anielka po śniada-
niu wyruszyła rowerem na zwiedzanie okolicy, zastanawiając się, czy jej po-
mysł wypali i co powie na to jej cioteczna siostra. Ach, jak tu było pięknie!
Siedlisko Pod czterema łapkami leżało na wzgórzu otulonym dookoła pachną-
cymi sadami i lasami. Ze starego domostwa biegła ku dolinie kręta, polna dróżka,
która niżej przechodziła w wyasfaltowaną drogę prowadzącą do małego miastecz-
ka – Lutynia. Anielka jednak nie pojechała asfaltową trasą, lecz skręciła w lewo,
w stronę wiejskich chat poprzecinanych rzeczką. Brnęła przez wysokie łany zbóż,
aż w końcu zeszła z roweru i poprowadziła go koło płotów sąsiadów, zbierając po-
lne kwiaty.
Nagle z jednego z zabudowań dobiegło ją ciche skomlenie. Przystanę-
ła i zaczęła wsłuchiwać się w odgłosy z okolicznych domów – wesołe okrzyki
dzieciaków, rozmowy, stukot garnków. Słońce widniało wysoko na horyzon-
11