Page 10 - demo ksiazki
P. 10
szyję Banjo, a ten pozwolił, żeby zanurzyła twarz
w jego sierści. Nauczono nas zachowywać spokój
w każdej sytuacji – niezależnie od tego, w jaki spo-
sób ludzie nas dotykali. Ale Rachel była tak rados-
na i pełna życia, że każdy pies chciałby być przez
nią tulony!
Kiedy Rachel odsunęła się od Banjo, poczułem,
jak pod wpływem jej zapachu rozszerzają się moje
nozdrza. Wyczuwałem płatki śniadaniowe, które
jadła na śniadanie, szampon, którym myła włosy,
i – co to był za zapach? – ach tak, wyraźną woń
hormonów, bo była diabetyczką. Banjo będzie mu-
siał cały czas węszyć, by pilnować poziomu cukru
w jej krwi, i trącać dziewczynkę nosem, gdy na-
dejdzie pora na wzięcie leków. Banjo był dobrym
i sprytnym psem – patrzyłem, jak odbiega ze swoją
nową właścicielką i wiedziałem, że odpowiednio
się nią zaopiekuje.
– Trzymaj się, Banjo! – zawyłem za nim. Otrząs-
nął się w odpowiedzi, a następnie wskoczył na
12