Page 15 - demo ksiazki
P. 15

Wybiegł  z  prędkością  błyskawicy,  a  Rosalet  nawet
               nie  próbowała  go  zatrzymać.  Znała  go  od  urodzenia
               i wiedziała, jaki potrafił być uparty – to była chyba jego
               największa wada.
                  Elly uśmiechnęła się:
                  – Zawsze jest taki narwany, ale nie narobi kłopotów,
               mój brat to dobry chłopiec. Jest dobry jak nasz tata.
                  Rosalet weszła do pokoju, a dziewczynka pospieszy-
               ła za nią.
                  Odelia leżała w łóżku: miała przymknięte oczy, po-
               liczki blade jak przywiędłe róże, a na jej twarzy malo-
               wało się cierpienie.
                  Na  komodzie  stał  wysoki  świecznik.  Falujące  pło-
               mienie świec rzucały cienie na łukowate sklepienie i na
               ściany.  W  pokoju  oświetlonym  jedynie  tym  nikłym
               światłem rozgrywała się tragiczna scena.
                  Czoło Odelii pokrywały krople potu, na jej dłoniach
               widać było wyraźne czerwone plamy, a paznokcie przy-
               brały żółty kolor. Rosalet pochyliła się czule nad chorą,
               pogładziła jej długie włosy i szepnęła do ucha jej imię.
               Odelia otworzyła powoli oczy, zacisnęła usta, po czym
               odezwała się.
                  – Moja droga Rosalet, nareszcie jesteś. Słyszałaś huk
               armat? Strzelali całą noc. Nigdy nie przestaną, a potem
               dotrą tutaj… i zniszczą nasze domy. Jesteśmy straceni...
               straceni... – mówiła i próbowała podnieść głowę z po-
               duszki.
                  –  Spokojnie,  spokojnie.  Mury  obronne  są  solidne,
               a nasi żołnierze potrafią ich bronić – uspokoiła ją gu-
               wernantka, ocierając równocześnie krople potu ścieka-
               jące jej z czoła.


                                           19
   10   11   12   13   14   15   16   17   18   19   20