Page 8 - demo książki
P. 8

8






            Nie dokończyła, bo okazało się poziomki były – w sieni zapachniało jak na
          leśnej polanie, ogrzanej czerwcowym słońcem. Od razu też cały dom wypełnił
          się słodką, poziomkową wonią. Dziewczyna postawiła dzbanek na stole, zdjęła
          z niego liście paproci i zajrzała do środka. A tam poziomki leżały – a każda z nich
         była duża niczym wiśnia i dojrzała, aż sok z niej spływał.

            Ludzie, którzy przechodzili dróżką, zatrzymali się i zawołali:
            – Darosławo, a co to w waszej zagrodzie tak pięknie pachnie?
            Macocha nie chciała, aby chłopi zobaczyli poziomki, więc czym prędzej wynio-
         sła dzban do komory, a im wyjaśniła:
            – Miałam trochę suchych poziomkowych liści. Spaliłam je i to od nich rozszedł
         się z dymem taki zapach.
            Na wieczerzę matka z córką zjadły poziomki same, a sierocie nie pozwoliły ich
         nawet spróbować.
            Znów minęło kilka dni. Gospodyni tak myślała: „Głupia byłam, że zachciało

         mi się fiołków i poziomek. Kwiatki zwiędły i nic z nich nie zostało; poziomki się
         zjadło i też ich nie ma. Teraz każę sierocie przynieść z lasu talarów. Gospodarkę
         sobie powiększymy, kupimy świąteczne ubrania!”
            Rzekła do sieroty:
            – Leć do lasu i przynieś talarów. Ale mają być ciężkie, ze szczerego srebra. Jak
         ich nie znajdziesz, to się tu nie pokazuj!
            Zabrała się sierota i znów poszła na polanę, i znów stanęła przed braćmi Mie-
         siącami.
            – Talary kazała mi macocha przynieść. Mają być ze szczerego srebra.
            Podumał Grudzień, aż w końcu rzekł:
                                                               – Przychyl się i weź trochę węgielków

                                                             z ogniska.
                                                                    Nie śmiała dziewczyna odmówić,
                                                                 ale przestraszyła się, że węgielki wy-
                                                                  palą jej dziurę w zapasce i macocha
                                                                     ją za to ukarze. A jakże to będzie,
                                                                     kiedy przyjdzie z węglami, skoro
                                                                 miała talarów przynieść?!... To może
                                                                  lepiej niczego nie brać i do chaty nie
                                                                  wracać... Grudzień widzi, że dziew-

                                                               czyna się waha i tak powiada:
                                                                     – Nie bój się, nabierz węgielków.
                                                                     A jak jeszcze raz macocha cię wy-
                                                                     śle, to już do niej nie wracaj, u nas
                                                                       zostań. W naszej zagrodzie bę-
                                                                      dziesz mieszkała i gospodarstwo
                                                                      będziesz nam prowadziła.
   3   4   5   6   7   8   9   10   11   12   13