Page 4 - Klasyka_mlodego_czytelnika_basnie_andersen2
P. 4

BRZYDKIE KACZĄTKO





                          ego roku lato było naprawdę piękne. Delikatny wietrzyk poruszał
           dojrzałymi kłosami zbóż na polach, zaglądał między źdźbła traw na łąkach,
           tak jakby czegoś w nich szukał. Kiedy przelatywał nad wsią, spojrzał cieka-
           wie, co też się dzieje w starym dworze, porośniętym zielonkawym mchem
           i otoczonym głębokim rowem.
             W blaskach słońca dostrzegł najpierw olbrzymie liście łopianu – tak wiel-
           kie, że mogłyby pomieścić stojące pod nimi dzieci. Tuż przy nich szumiały
           krzewy leśnych malin i wysokich trzcin zarastających pobliski staw. Kiedy
           wiatr zniżył swój lot, nagle dostrzegł między sitowiem gniazdo. W najwięk-
           szym gąszczu uwiła je sobie dzika kaczka, splatając pracowicie, niczym wie-
           śniak budujący chatkę – z suchych gałązek, piór i trawy. Siedziała teraz na
           jajach, dumna i blada, wysiadując pisklęta. Ale nudziło się jej strasznie, bo
           sami wiecie, jak trudno jest wysiedzieć w jednym miejscu dłużej niż minu-
           tę. A ona tkwiła już w gnieździe od dobrych kilku tygodni!
             – Jestem okropnie samotna – pożaliła się wiatrowi, który przyglądał się jej
           z uśmiechem. – Moje koleżanki wolą pływać po kanałach niż wchodzić pod
           liście łopianu, żeby zamienić ze mną słowo.
             – Nie martw się – zamruczał uspokajająco – pewnie niedługo zostaniesz
           mamą.
             I oto – jakby w odpowiedzi na jego słowa – skorupki jajek zaczęły po ko-
           lei pękać. „Pip, pip, kwa, kwa” – zewsząd dobiegły ją całkiem żwawe głosi-
           ki maleńkich kaczątek.
             – Ależ ten świat jest wielki! – krzyknęło cieniutko jedno, które jako pierw-
           sze wyturlało się ze swojego jaja. – Ogromny! – rozejrzało się dokoła ze zdzi-
           wieniem.
             Cóż, teraz było mu o wiele lepiej niż przedtem, kiedy gnieździło się w nie-
           wielkim domku.
             – Kwa, kwa! – wrzasnęło drugie, po czym popchnęło braciszka, aż ten po-
           turlał się dwa kroki dalej, w trawę.
             – Mamo! On mnie dziobnął! – pierwsze w odwecie energicznie kopnęło
           siostrzyczkę w kaczy kuperek.
             – Spokój, moje kochane urwisy! – kaczka-mama troskliwie zaczęła otrze-
           pywać maluchy z resztek skorupek. – Ho, ho! Nie myślcie sobie, że to jest



                                                 5
   1   2   3   4   5   6   7   8   9