Page 10 - Klasyka_mlodego_czytelnika_basnie_andersen2
P. 10

Pochyliła przed nią głowę w ukłonie, a w ślad
           za nią to samo uczyniły dzieci.
             – Wasza wysokość, czujemy się za-
           szczyceni zaproszeniem – zakwakała.
             Kwaczka spojrzała na nią łaskawie.
             – Podejdźcie no, dzieciątka – po-
           gładziła po piórkach kaczorka, który
           wyszedł z jajka jako pierwszy. – A fe!
           Cóż to?! – spojrzała z odrazą na ostat-
           nie maleństwo. – Nie udało się pani, nie
           udało. Takie brzydkie... Trudno, trudno...
             – Wasza dostojność ma rację – zakwaka-
           ła z bólem serca kaczka – za to jest duże i bar-
           dzo ładnie pływa. Dziękujemy waszej łaskawości za przyjęcie – dodała, kła-
           niając się powtórnie.
             – Tak, tak – odpowiedziała Kwaczka, kiwając się na boki z przejedze-
           nia – szkoda, nic już się nie da zrobić.
              I tak wszędzie, gdziekolwiek kacza mama się pojawiła, słyszała żarty i do-
           cinki na temat swego ostatniego malucha. Że nieforemny, że duży, że niezda-
           ra z niego, że ma chude koślawe nogi i ogromną głowę... Dziobały je kury,
           kopały i wyśmiewały się z niego dzieci, więc wreszcie zrozpaczonej matce
           nie pozostało nic innego, jak szybko wrócić do domu. Po drodze nawet nie
           zauważyła, że od grupki dzieciątek oderwał się mały niezdarny kształt, któ-
           ry ruszył samotnie w przeciwną stronę.
             Biedne zawstydzone kaczątko biegło i biegło, aż do utraty tchu. „Nikt mnie
           nie chce, nawet bracia” – pomyślało i zapragnęło jak najszybciej zniknąć
           wszystkim z oczu. Ostatkiem sił przeskoczyło przez płot, aż poderwało do
           lotu siedzące na nim wróble, i sturlało się prosto na pole, w zagon kapusty.
             – Kto się tu skrada? – usłyszało ciche pytanie, a kiedy się rozejrzało, do-
           strzegło zajączka, zajadającego ze smakiem dorodny liść. Jego uszka drżały,
           mimo że wokół nie poruszały się najlżejsze źdźbła traw.
             – Szukam miejsca, żeby nikt mnie nie widział – odparło kaczątko.
             – Nie ma takiego miejsca na świecie – odparł wyrozumiale zajączek. – Ja
           sam chowam się każdego dnia w trwodze o własne życie, uciekając od zwie-
           rząt i ludzi. Wierz mi, mały, że ich grzmiąca broń jest straszna.






 10                                             11
   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14   15