Page 6 - demo ksiazki
P. 6

Przypadkiem oczy podniosł, i tuż na parkanie
                   [110]   Stała młoda dziewczyna. – Białe jej ubranie

                        Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,
                        Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.
                        W takiem Litwinka tylko chodzić zwykła z rana,
                        W takim nigdy nie bywa od mężczyzn widziana;
                        Więc choć świadka nie miała, założyła ręce

                        Na piersiach, przydawając zasłony sukience.
                        Włos w pukle nie rozwity, lecz w węzełki małe
                        Pokręcony, schowany w drobne strączki białe,
                        Dziwnie ozdabiał głowę, bo od słońca blasku
                   [120]   Świecił się jak korona na świętych obrazku.
                        Twarzy nie było widać. Zwrócona na pole

                        Szukała kogoś okiem, daleko, na dole;
                        Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie,
                        Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie
                        I wionęła ogrodem przez płotki, przez kwiaty,
                        I po desce opartej o ścianę komnaty,

                        Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca,
                        Nagła, cicha i lekka jak światłość miesiąca.
                        Nucąc chwyciła suknie, biegła do zwierciadła;
                   [130]   Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
                        Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
                        Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą,

                        Jak obłok, gdy z jutrzenką napotka się ranną;
                        Skromny młodzieniec oczy zmrużył i przysłonił,
                        Chciał coś mówić, przepraszać, tylko się ukłonił
                        I cofnął się; dziewica krzyknęła boleśnie,

                        Niewyraźnie, jak dziecko przestraszone we śnie;
                        Podróżny zląkł się, spojrzał, lecz już jej nie było,





                                               9
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11