Page 5 - demo ksiazki
P. 5
ROZDZIAŁ II
I w ten oto sposób żyłem samotnie, bez kogoś, z kim mógłbym
naprawdę porozmawiać. Aż do czasu awarii na Saharze, sześć lat
temu. Coś się zepsuło w moim silniku. Ponieważ nie miałem obok
siebie ani mechanika, ani pasażerów, sam przymierzałem się do tej
trudnej naprawy. Była to dla mnie kwestia życia lub śmierci. Mój
zapas wody mógł mi wystarczyć maksymalnie na tydzień.
Pierwszego wieczora położyłem się spać na piasku, tysiące mil
od zamieszkanych terenów. Byłem bardziej osamotniony niż roz-
bitek na tratwie pośrodku oceanu. Łatwo więc wyobrazicie sobie
moje zaskoczenie, kiedy o brzasku zbudził mnie dziwny, cienki
głosik, który mówił:
– Proszę, narysuj mi owieczkę!
– Co?
– Narysuj mi owieczkę…
Zerwałem się na równe nogi, jakby rażony piorunem. Przetar-
łem oczy ze zdumienia. Spojrzałem wokół siebie i zobaczyłem ma-
łego, niezwykłego człowieczka, który bacznie mi się przyglądał.
Oto jego najbardziej wiarygodny portret, jaki udało mi się później
wykonać. Mój rysunek jest oczywiście o wiele mniej zachwycający
niż sam model. To nie moja wina. W wieku sześciu lat zostałem
zniechęcony przez dorosłych do kontynuowania mojej kariery ry-
sowniczej i nie nauczyłem się malować niczego innego jak tylko
zamknięte i otwarte węże boa.
7