Page 19 - demo ksiazki
P. 19
– Sama kupię – uśmiecha się, całując mnie w czo-
ło – i schowam w kieszeni na chwilę, gdy cię nie
będzie w pobliżu, Pudi.
– Ile właściwie kosztuje ta kretyńska prywatna kli-
nika mamy? – pyta Max, podczas gdy Effie wstukuje
kolejny skomplikowany kod w metalową skrzynkę
umieszczoną na kamiennej ścianie. – Dwadzieścia
tysi miesięcznie? Trzydzieści? To chore.
Drzwi chatki otwierają się bezgłośnie.
– Tego słowa akurat nie powinniśmy tutaj wy-
mawiać – protestuje Effie, gdy wchodzimy do wy-
pucowanego korytarza.
– Przecież mama nie jest... – reaguję natych-
miast – jest tylko mocno zmęczona.
– Nie, no jasne. To przecież to musi być takie
wykańczające nie robić nic przez cały dzień od
bitych dwunastu tygodni. Jestem pewien, że jest
kompletnie wyczerpana tym siedzeniem w paro-
wej łaźni, zabiegami na twarz i popijaniem zielo-
nej herbatki. Musi być wycieńczona, biedactwo.
Cieszę się, że Mercy rozumie. Najwyraźniej
mamy nie byłoby tutaj, gdyby tego nie potrzebo-
wała. Byłaby z nami w domu albo na planie albo
na przedłużonych wakacjach na Malediwach, jak
minionego lata.
– Selfie! – zarządza głośno Max, trzymając wy-
soko telefon, gdy zbieramy się przed dobrze zna-
23
23