Page 2 - dzieciaki_z_naszej_paki
P. 2

maks i maksio









        – Dzieci, do szeregu! – pani Wierciochowa lubiła, kiedy IVb po dzwonku ustawiała się

        przed drzwiami do klasy. Inne dzieciaki pchały się, jedne przez drugie, a u nas był po-
        rządek, bo inaczej „wierciła nam dziurę w brzuchu”, aż odpuszczaliśmy. Wczoraj po-
        wiedziała, żeby każdy przyszedł do szkoły z kotylionem podpisanym swoim imieniem!
        Może było jakieś święto? Sprawdzałem w kalendarzu. I nic!
           Zagadka wyjaśniła się, kiedy usiedliśmy, a z panią za rękę wszedł „patyk”. Tak, był tycz-
        kowaty i taki chudy, że nawet spodnie powiewały na nim jak flaga, mimo mocnego zwią-
        zania ich tasiemką na biodrach! I miał okulary, a właściwie grube, wielkie okularzyska!
           – Moi mili, przywitajmy Maksa, waszego nowego kolegę – przedstawiła go wycho-
        wawczyni. – Mamy już dwóch Maksów – uśmiechnęła się do mnie. – Mam nadzieję,
        że się polubicie. – Do końca tygodnia nosimy kotyliony, żeby zapamiętał wasze imio-
        na! A pierwszy Maks – spojrzała na mnie wymownie – zostanie Maksiem. Jakoś mu-

        szę was od siebie odróżniać – westchnęła, po czym popchnęła Nowego lekko w stro-
        nę stolika, przy którym siedziałem. – Na razie usiądźcie razem, skoro Adasia jeszcze
        nie ma. Maksiu, chyba nie masz nic przeciwko temu? – spytała.
           Oczywiście, że miałem, ale ugryzłem się w język.
           – Hi, hi! Do nogi, Maksio! – zachichotała Julka i choć mama mówiła, że dziewczynki
        nie wolno uderzyć nawet kwiatkiem, to już miałem zamiar podbiec do doniczki z pa-
        protką. Przecież paproć to nie kwiatek...
           – Wyluzuj! – syknął Bakcyl, patrząc na mnie spod oka, a Gluś szepnął zjadliwie do
        Nowego:

           – Patyczak!
           – Okularnik! – odezwał się Kazio.
           Pani zdawała się nie słyszeć, za to Maks usłyszał. Obejrzał się i jakoś tak skurczył
        w sobie, jakby chciał, żeby nie było go widać. Ale widać było aż za dobrze. Zasłonił Glu-
        siowi i Bakcylowi tablicę!
           Pani też to dostrzegła, bo przesadziła go w końcu na boczną ławkę, na którą po-
        wlókł się jak bocian na swoich długich nogach.
           Ani razu na mnie nie spojrzał, ale my rzucaliśmy na niego okiem. Widziałem, że
        Nowy nikomu się nie spodobał. Miał januszowe ciuchy, żadne tam markowe; okaza-
        ło się też, że nie nosi komórki ani smartwatcha. Na dodatek musieliśmy przez niego
        opowiadać na godzinie wychowawczej o sobie, o życiu szkoły. Podobno po to, żebyśmy

        się wszyscy ze sobą oswoili i lepiej poznali. A co to miało być – oswajanie małpy? Wy-



                                                           5
   1   2   3   4   5   6