Page 3 - Wsrod_przyjaciol_Opowiesc_o_akceptacji2
P. 3
1.
Mieszkańcy kanadyjskiego lasu zbudzili się ze snu, poru-
szeni odgłosami ciężkich, nierównych kroków. Ktoś szedł ścież-
ką między drzewami, kołysząc się z boku na bok, jak marynarz
na pokładzie statku. Był to objuczony bagażami Skunks. W łap-
kach trzymał dwie drewniane walizki, kupione w sklepie Bobra,
na plecach dźwigał plecak z kory, zaś przez ramię miał przewie-
szony nietypowy pojemnik z żołędzi sklejonych żywicą. Znajdowało
się w nim coś pysznego, czym chciał poczęstować swoich nowych są-
siadów. Ach! Nie zapomnijmy o ulubionym kubeczku z gliny, który stał na
czubku jego głowy. Pakunków było tak dużo, że nieborak balansował ciałem,
niczym akrobata na linie.
Mimo niesienia takiego ciężaru, Skunks był radosny jak skowronek.
– Przeprowadzam się, przeprowadzam! – mruczał z zadowoleniem. Może w nowym
domku poznam kogoś, kto zostanie moim przyjacielem? – rozmyślał.
Chociaż nikomu by się do tego nie przyznał, czuł się bardzo samotny. Często popłaki-
wał cichutko, siedząc na pniu zwalonej sosny przy swym dawnym mieszkaniu. Sąsiedzi
nie lubili go i omijali jego domek szerokim łukiem. Odkąd pamiętał, zawsze było mu
źle. Nawet kiedy jako dziecko wychodził na polanę, żeby bawić się z zajączkami, bo-
brami i sarenkami.
– A fe! – krzyczały dzieci. – Uciekaj stąd, ty śmierdziuszku! – zatykały noski
i śmiały się z jego charakterystycznego zapachu. Rodzice pocieszali synka, mó-
wiąc, że wszystkie skunksy na świecie pachną tak samo i nie jest to żaden po-
wód do wstydu. Ale on nie za bardzo im wierzył. Pech chciał, że w okolicy innych
skunksów nie było.
Nagle wędrowiec dostrzegł tańczącego motyla i na jego pyszczku pojawił
się pełen nadziei uśmiech. To był dobry znak! Motyl dwa razy okrążył pobli-
skie drzewko, wykonał piruet, ominął gałąź jodły i…
– Łups! – Skunks zahaczył nogą o kamień i przez chwilę sunął drobnymi
kroczkami, chwytając równowagę.
3 3 3