Page 6 - demo_ksiazki
P. 6
Miłosz kiwnął głową, ale nie spieszył się z wykonaniem telefonu. Pró-
bował coś wymyślić, żeby to nie był dla niego koniec trasy. Ze smutkiem
patrzył, jak chłopaki, jeden po drugim, wsiadali na rowery i odjeżdżali.
A to, że najbardziej spieszył się Maciek, było jak cios w samo serce. Na-
wet nic nie powiedział na pożegnanie…
„Czy to koniec naszej przyjaźni? – zastanawiał się Miłosz. – Szkoda…
Byłem pewien, że chociaż on, jak prawdziwy przyjaciel, mi pomoże. Ale
w sumie, dlaczego wszyscy mają cierpieć z powodu mojego pecha?” –
było mu smutno. Czubkiem buta wiercił dziurę w ziemi. I im większa
była ta dziura, tym większy smutek go ogarniał. Myślał o Maćku, o przy-
słowiu, które mówi, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie,
czyli wtedy, gdy coś się nie układa, gdy – tak jak on teraz – ma się pecha.
Szkoda, że w biedzie przyjaciel go zawiódł…
Nagle usłyszał szum. Ktoś jechał po ścieżce. To był Maciek.
– Maciek?! – Miłosz ucieszył się i zdziwił jednocześnie.
– Przepraszam, że tak pojechałem bez słowa. Chciałem szybko dotrzeć
do rodziców i skombinować zapasowe koło. Ale potem pomyślałem, że
to zajmie za dużo czasu i zawróciłem. Słuchaj, prom nie jest daleko. Jak
będziemy szybko szli, prowadząc rowery, dotrzemy tam zaraz po chłopa-
kach. Oni są padnięci, będą jechali powoli. Obiecali mi to – mina Maćka
zdradzała, że akcja przyjacielskiej pomocy zatoczyła szersze kręgi.
– Dziękuję, że wróciłeś. Jesteś prawdziwym przyjacielem – powiedział
Miłosz, szybko przebierając nogami.
46