Page 7 - demo_ksiazki
P. 7

– Wiem, że jest ci bardzo, bardzo smutno – przytuliła wnusię. – Wyobraź sobie, że

            mnie też. Może przejdziesz się do sklepu i kupisz nam jakąś dobrą czekoladę? Tylko

            ubierz się ciepło, bo zmarzniesz! I koniecznie weź ze sobą inhalator!

               Tych ostatnich rad Emilka już nie słuchała. Pobiegła do przedpokoju. Wcisnęła na

            siebie grubą niebieską kurtkę i czapkę, założyła kozaki, owinęła się szalikiem. In-

            halator zawsze leżał w kieszeni. Kiedy zaczynała kaszleć, otwierała usta i na wde-

            chu naciskała pojemniczek z leczniczą substancją. Zatrzymywała powietrze w płu-

            cach na kilka sekund, aby delikatna mgiełka leku osiadła głęboko w oskrzelach, po

            czym wypuszczała je, zamykając pokrywkę. Od razu odczuwała ulgę i lżej jej się od-

            dychało. Astma była pod kontrolą, prawie nauczyła się jej nie zauważać.

               Na dworze powoli zapadał zmierzch. Dobrze, że zabrała ze sobą szalik i rękawicz-

            ki, bo mroźne powietrze przenikało ją na wskroś drobnymi igiełkami. Mimo zimna

            widok był piękny! Śnieżne gwiazdki tańczyły na ulicy, zaś w witrynach sklepów cho-

            inkowe lampki mrugały tysiącami świateł. Przy sklepie kręcił się tłum klientów, par-

            kowały samochody, do zakupów zachęcał ludzi gruby Mikołaj w czerwonym płasz-

            czu podbitym futrem, ze sztuczną brodą ciągnącą się niemal do ziemi.

               Wtem uwagę Emilki przykuł mały biały piesek z czarnymi jak węgielki oczkami,

            przywiązany sznurkiem do słupka.

               – Ojej! – zatroskana, podeszła do malca. Dygotał z zimna, siedząc w zaspie,

            bo za krótki sznur nie pozwalał mu na odejście nieco dalej, pod daszek, tam gdzie

            śnieg jeszcze nie zakrywał trawnika.

               – Kto cię tutaj przywiązał, kruszynko? – pochyliła się i wyciągnęła rękę, żeby po-

            głaskać ośnieżone futerko. Było puszyste, gęste, jedwabiste, takie jak jej włosy.

               Rozległ się słaby pisk. Przestraszone maleństwo usiłowało wstać i zerwać sznu-

            rek, ale ten trzymał się mocno.

               Emi wstała i odeszła o krok od słupka. – Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – mó-

            wiła cicho, a jej spokojny, melodyjny ton głosu sprawił, że suczka uspokoiła się.




                                                                                                              7
   2   3   4   5   6   7