Page 3 - demo_ksiazki
P. 3
1.
Było mroźne grudniowe popołudnie, kiedy do okna w pokoju Emilki zapukały
pierwsze płatki białego puchu. Obserwowała, jak otulają pobliskie drzewa, tańczą
na ulicach, przeglądając się w świetle latarń. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że
za kilkanaście dni nadejdą najpiękniejsze święta w roku – Boże Narodzenie. Uwiel-
biała ten dzień, kiedy przyjeżdżał z prezentami brat taty, wujek Marcin, z ciocią Da-
nusią, małym Tomciem i jego roczną siostrzyczką nazywaną przez rodzinkę Borów-
ką. Mama i babcia krzątały się po kuchni jak w ukropie! W wielkim garnku goto-
wał się czerwony barszcz. Ręce babci śmigały, lepiąc pierogi z kapustą i grzybami,
a do jej pokoiku na pięterku dochodziła smakowita woń kompotu ze śliwek, pie-
czonych makowców i drożdżowej baby. Kiedy na niebo wejdzie pierwsza gwiazd-
ka? – dziewczynka dyżurowała z maluchami, z noskiem przy szybie, a gdy Betle-
jemska Gwiazda wreszcie się pojawiała, cała rodzina składała sobie nawzajem ży-
czenia, a potem siadała do suto zastawionego stołu. Jednak w tym roku wszystko
wyglądało inaczej. Było pusto, smutniej. Zamiast radosnego oczekiwania czuła ja-
kieś zaniepokojenie.
– Rodzice przyjadą, prawda? – spytała babcię, kaligrafując świąteczną kartkę do
cioci Basi. Widniały już na niej słowa: Wesołego Bożego Narodzenia!...
– Przed Wigilią przylecą? – w jej głosie brzmiało zniecierpliwienie.
Mama z tatą wyjechali pół roku temu do pracy w Toronto. Oboje byli informa-
tykami, a że właśnie tam otwierano filię firmy, w której pracowali, zaproponowa-
no tacie, by – jak to mówiła mama – przez jakiś czas dyrygował zespołem tak jak
dyrygent kieruje orkiestrą. Emilka flamastrem zakreślała każdy dzień bez mamy na
ściennym kalendarzu, ale czarnych okienek przybyło już stanowczo zbyt wiele.
3