Page 10 - wedrowki_po_polsce_z_basnia_i_legenda2
P. 10
Niedługo potem jak Wineta do swej obrony wikingów zatrudniła, na jej
skarby chciwym okiem patrzyli Normanowie. Nie w smak była im ani sława
miasta, ani jego bogactwo. Nic więc dziwnego, że dowiedziawszy się o kupio-
nym u wikingów bezpieczeństwie, zapragnęli podbić Winetę. W kilka tygodni
zebrali swych najlepszych wojów, wybrali wodza i popłynęli w stronę miasta,
szykując się do jego zdobycia.
– Miasto bogate i słabe – mówił wódz Normanów. – Aby nas oszczędzić, jesz-
cze dziś do broniących Winetę najemników gońca poślę. Wolę ja ukrytymi
w mieście skarbami podzielić się z wikingami niż na srogą walkę nas narazić!
Niedługo potem stało się tak, jak zapowiedział wódz Normanów. Wikingo-
wie z najeźdźcami się sprzymierzyli i razem ruszyli na miasto.
Widząc, że najemnicy zdradzili, mieszkańcy miasta sami musieli stanąć do
walki. I możliwe, że odparliby razem atak Normanów i pokonali zdradzie-
ckich wikingów, gdyby nie kilku najbogatszych miejskich kupców.
Ci, bojąc się utraty swego majątku, w tajemnicy przez obrońcami, z wikingami
zaczęli paktować. Ich poselstwo udało się do wodza najemników, by negocjować
o warunkach przystąpienia do obrony.
– Oddamy wam połowę naszych dóbr, bylebyście tylko stanęli do walki
z Normanami i grodu bronić poczęli! – błagali.
Wikingowie przyjęli złoto i szlachetne kamienie, ale od szturmu miasta nie
odstąpili. Na domiar złego wzniecili kilka pożarów i rozpoczęli grabież mia-
sta. Zaraz potem dołączyli do nich Normanowie. Na nic się zdał opór obroń-
ców, koniec miasta był nieunikniony i bliski.
Nagle rozszalała się straszliwa burza. Deszcz lał, a błyskawice raz po raz
przeszywały niebo. Zerwał się także wiatr, a jego huraganowy podmuch ude-
rzył w bezbronny już gród. Ulewa zalała domy, a ogromne, przetaczające się
przez mury miasta fale, zatapiały wszystko, co napotkały na swej drodze. Zda-
wało się, że morze wystąpiło z brzegów, a jego spienione fale coraz szybciej
i coraz bardziej wdzierały się w ląd.
Gdy nastał świt, po mieście nie został najmniejszy nawet ślad. Nie ocalał
żaden z jego mieszkańców. Także Normanowie i zdradzieccy najemnicy nie
zdołali umknąć przed niszczącym żywiołem.
Ludzie powiadają, że ruiny Winety do dziś spoczywają na dnie morza, a zo-
baczyć je można tylko przy spokojnej pogodzie, podczas ciszy morskiej, wów-
czas, gdy spojrzy się w głąb wody, zobaczy się zarys ulic i domów. Podobno
raz do roku zatopione miasto ukazuje się na powierzchni wody, wabiąc do
swych spiżowych bram ciekawskich. Ale biada temu, kto się przy nich znaj-
dzie. Zginie, podobnie jak niegdyś zginęli jego mieszkańcy i ci, co chcieli
skarbami zawładnąć...
10