Page 5 - tmp
P. 5

Na piasku: bez trzewika była i pończoszki;
                   Na piasku drobnym, suchym, białym na kształt śniegu,
               [100]  Ślad wyraźny, lecz lekki; odgadniesz, że w biegu
                   Chybkim był zostawiony nożkami drobnemi
                   Od kogoś, co zaledwie dotykał się ziemi.
                   Podróżny długo w oknie stał patrząc, dumając,
                   Wonnemi powiewami kwiatów oddychając,
                   Oblicze aż na krzaki fijołkowe skłonił,
                   Oczyma ciekawemi po drożynach gonił
                   I znowu je na drobnych śladach zatrzymywał,
                   Myślał o nich i, czyje były, odgadywał.
                   Przypadkiem oczy podniosł, i tuż na parkanie
               [110]   Stała młoda dziewczyna. – Białe jej ubranie
                   Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,
                   Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.
           Zosia:
      Uroda, skrom-  W takiem Litwinka tylko chodzić zwykła z rana,
     ność, młodość;   W takim nigdy nie bywa od mężczyzn widziana;
      pierwsze wra-
     żenie Tadeusza   Więc choć świadka nie miała, założyła ręce
       po spotkaniu
      z dziewczyną.  Na piersiach, przydawając zasłony sukience.
                   Włos w pukle nie rozwity, lecz w węzełki małe
                   Pokręcony, schowany w drobne strączki białe,
                   Dziwnie ozdabiał głowę, bo od słońca blasku
               [120]   Świecił się jak korona na świętych obrazku.
                   Twarzy nie było widać. Zwrócona na pole
                   Szukała kogoś okiem, daleko, na dole;
                   Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie,
                   Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie
                   I wionęła ogrodem przez płotki, przez kwiaty,
                   I po desce opartej o ścianę komnaty,
                   Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecą,
                   Nagła, cicha i lekka jak światłość miesiąca.
                   Nucąc chwyciła suknie, biegła do zwierciadła;
               [130]   Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
                   Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
                   Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą,
                   Jak obłok, gdy z jutrzenką napotka się ranną;
                   Skromny młodzieniec oczy zmrużył i przysłonił,
                   Chciał coś mówić, przepraszać, tylko się ukłonił

                                        10
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10