Page 3 - Demo_ksiazki
P. 3

SPOTKANIE


             Ryszard Kos  lubił samotne wędrówki. Jako traper przewędrował Wirgi-
                        1
          nię, Pensylwanię, Ohio, Kentucky i Indianę. Zapuszczał się poza Missisipi,
          docierał do malowniczych plemion Dakotów, sypiał nawet w wigwamach
                                                                             2
          Czipewejów nad Jeziorem Górnym. Wszędzie pędziła go ciekawość i wo-
          łały dziewicze knieje. Poznał śpiewny język Irokezów i Algonkinów, z ła-
          twością potrafił dogadać się z Kriksami, mówił dość sprawnie po francu-
          sku i płynnie po angielsku. Miał czas dobrze poznać kraj i ludzi.
             Przybył tu w roku 1797, w dwa lata po upadku insurekcji kościuszkow-
          skiej. Musiał uchodzić z Polski. Popłynął więc do Stanów Zjednoczonych,
          o które przed laty tak bohatersko walczył Tadeusz Kościuszko. Wielki kon-
          tynent Nowego Świata przyjął go chłodno. Kos ciężko pracował na kawałek
          chleba. Był robotnikiem portowym w New Yorku, później kramarzem i tra-
          perem, a od kilku lat służył w armii amerykańskiej. Wprawdzie zamieszkał
          ostatnio w forcie Vincennes, stolicy stanu Indiana, u boku gubernatora gene-
          rała Williama Henry’ego Harrisona, ale rzadko go można było tu zastać. Przy-
          zwyczajony do swobody, chętnie wychodzący naprzeciw przygodom i nie-
          bezpieczeństwom, wypełniał przeróżne misje powierzane mu przez generała.
             Teraz też siedział w lekkim canoe  i płynął w górę rzeki Wabash. Dawno
                                           3
          już minął fort Quiatenon, gdzie zatrzymał się na krótki odpoczynek. Zbli-
          żał się wieczór. Słońce stoczyło się już prawie z nieba i długie cienie kładły
          się na wodzie. Szybkimi krokami nadbiegała noc. Kos uważnie wypatrywał
          dogodnego miejsca na nocne obozowisko, ale obydwa brzegi były wysokie,
          a puszcza podchodziła nad sam skraj rzeki. Konary potężnych dębów, klo-
          nów, kasztanów i hikor tworzyły splątany dach zieleni. Nagle puszcza jak-
          by cofnęła się od rzeki, odsłaniając wolną przestrzeń. Kos dojrzał krzątające
          się na brzegu trzy ludzkie sylwetki. Biali czy Indianie? Nie zastanawiał się
          nad tym, kogo spotka. Nie miał powodu obawiać się ani jednych, ani dru-
          gich. Dalej pośpiesznie wiosłował. Nim skręcił canoe ku przystani, na brze-
          gu zapłonęło ognisko. W blaskach płomieni zobaczył brodate twarze bia-
          łych. Pewnie i oni spostrzegli łódź, bo ze strzelbami w ręku stali, uważnie
          patrząc w stronę płynącego. Kos machnął wiosłem raz i drugi. Canoe wyso-
          kim dziobem uderzyło o łagodnie schodzący brzeg. Położył wiosło na dnie
          łodzi, przerzucił przez ramię traperską torbę i chwyciwszy do ręki strzelbę
          wyskoczył na brzeg. Wyciągnął łódź na piach i ruszył w stronę obozowiska.
             – Nie będę wam przeszkadzał? – zagadnął.


          1  Autor przedstawia Ryszarda Kosa jako postać autentyczną, jednak nie jest to potwierdzone żadnymi dowodami.
           W powieści Kos jest Polakiem, uczestnikiem powstania kościuszkowskiego, prześladowanym przez carat. Represje
           skłoniły go do emigracji za ocean, gdzie poznał Indian i razem z nimi walczył przeciwko ekspansji osiedlających się
           w Ameryce Europejczyków.
          2  wigwam – szałas w kształcie kopuły; chata Indian Ameryki Północnej
          3  canoe – łódź Indian przypominająca kajak
                                                                            3
   1   2   3   4   5   6   7   8