Page 14 - Demo_ksiazki
P. 14

– Szczęśliwej drogi.
             – Dziękuję.
             Oficer zasalutował i wyszedł. Kos został sam.
             A więc pilnowali go nocą. Zapomnieli tylko postawić straż przy oknie
          i na tym polegał ich błąd. Indian nie złapali. A więc udało się! Jednak w za-
          chowaniu Diksona i tego młodego oficera było coś dziwnego. Ale co? Po-
          stanowił zdwoić czujność.
             Zabrał bagaże i broń, wcisnął na głowę czapkę i wyszedł z budynku.
          Ogarnął jeszcze wzrokiem tonący w porannym słońcu dziedziniec warowni.
          Pozdrowił żołnierzy uchylających wrota. W jednym z nich rozpoznał tego,
          pod którym wczoraj zastrzelił konia. Patrzył teraz nienawistnie na Kosa.
          Tuż obok niego stał porucznik Dikson.

                       DRAMAT NA LEŚNEJ POLANIE

             Stary Tomasz Connel opuścił ręce, splunął i zaklął siarczyście. Zawtó-
          rował mu jego syn, Jerry. Jedynie Johann Gunter z zaciśniętymi ustami pa-
          trzył, jak za zakrętem Wabash znika łódź unosząca dwóch Indian i Ryszar-
          da Kosa. Sapnął z nienawiścią:
             – Dosięgnę cię, łotrze!
             – Popłynę po strzelby, ojcze – rzekł Jerry i nie czekając na odpowiedź,
          ściągnął bluzę, buty i spodnie. Skoczył w nurty Wabash.
             Connel z Gunterem patrzyli w milczeniu za nim. Chłopak dotarł do dru-
          giego brzegu, pozbierał rozrzuconą broń i obwiązawszy ją skórzanym pa-
          sem, zdjętym z jednej z rusznic, zanurzył się ponownie w wodzie. Trzyma-
          jąc broń ponad głową, aby nie zamokła, płynął z powrotem. Johann poło-
          żył dłoń na ramieniu Connela.
             – Musimy go ścigać! – stwierdził. – Tej zniewagi nie można darować.
             Tomasz spojrzał w oczy Guntera, iskrzące się gniewem pod krzaczasty-
          mi brwiami. Wprawdzie złość rozpierała i jego pierś, ale rozsądek zwy-
          ciężył.
             – Zaniechajmy – powiedział. – Lepiej opuśćmy okolice Wabash River.
          Indianie mogą wrócić, a wtedy...
             – On gorszy od czerwonoskórych, bo biały – rzekł Gunter. – Kto nie idzie
          z nami, ten jest przeciw nam.
             – To prawda.
             – Rób, co chcesz, ale ja ruszam za tym łotrem. Nie daruję mu – upierał
          się przy swoim Gunter.
             – Ja idę z Johannem, ojcze – zawołał Jerry, podchodząc ze strzelbą do
          rozmawiających. – Załadujcie broń! – rzucił i począł się ubierać.
             Johann i Tomasz chwycili rusznice. Szczęknął metal. Gunter podszedł
          do obozowiska i zawiązał traperską torbę.


          40
   9   10   11   12   13   14   15   16   17   18   19