Page 10 - Demo_ksiazki
P. 10
niając krwawiące ramię. Kula przeszła przez mięsień i poważnie uszkodziła
kość. Rana była bolesna. Orzeł nie mógł podnieść ręki do góry. Kos obłożył
ranę suszonymi liśćmi ziół, jakie zwykł nosić w celach leczniczych, i ob-
wiązał bandażem. – Wrócisz szybko do zdrowia, czerwony bracie! – rzekł
na koniec i poklepał przyjacielsko Szawaneza po plecach.
– Biały brat ocalił mi życie – powiedział Wysoki Orzeł. – Widziałem,
jak podbił lufę strzelby kojotowi o dwóch językach.
– Drobiazg, Wysoki Orle! – uśmiechnął się Kos. – Śpieszmy, bo trape-
rzy gotowi nas ścigać. – I sam chwycił drugie wiosło.
– Dokąd podąża biały brat? – odezwał się milczący dotąd Ostry Krzemień.
– Daleka przede mną droga. Śpieszę do Detroit.
– Do krainy Pottawatonich i Ottawów?
– Tak, w pobliże ich łowieckich terenów.
– Jakie biały brat nosi imię?
– Nazywam się Ryszard Kos. A Czipewejowie znad Lakę Superior na-
zwali mnie Czerwonym Sercem.
– Trafne nadali ci imię – orzekł Wysoki Orzeł. – Masz białą skórę, ale
serce Indianina.
Zbliżało się południe. Słońce wisiało nad koronami hikor, białych dę-
bów i klonów. W przybrzeżnych trzcinach grały chrząszcze. Niebieskie waż-
ki unosiły się nad wodą, a duże wielobarwne motyle siadały beztrosko na
wysokim dziobie łódki. Wiosła migały w rękach Kosa i Ostrego Krzemie-
nia. Canoe zostawiło za sobą spienioną smugę wody i parło naprzód. Mi-
nęli wpadające do Wabash wody Salamonie River i gdy słońce zaczyna-
ło staczać się na drugą stronę nieba, postanowili odpocząć. Podpłynęli pod
piaszczysty brzeg i wyszli na ląd.
– Mam w sakwie pemikan i placki. Tym musimy się zadowolić – po-
6
wiedział Ryszard. Rozwiązał rzemienie i wyjął prowiant. Ogniska nie roz-
palali, bo czas naglił. Wysoki Orzeł poczuł się lepiej. Rana przestała krwa-
wić. Przyjaźnie patrzył na Kosa.
– O świcie nasze drogi rozejdą się. Czerwone Serce popłynie dalej, a my
wrócimy do wioski Szawanezów – zauważył ze smutkiem Orzeł.
– Z Czerwonym Sercem zostanie nasza przyjaźń – dorzucił Krzemień.
– Drogi ludzkie rozchodzą się i schodzą. Jeszcze może kiedyś siądzie-
my razem przy obozowym ognisku – rzekł Kos.
– Szawanezi będą cię witać jak brata – powiedział Wysoki Orzeł. – Czer-
wone Serce zawsze znajdzie dach wigwamu i ciepło ogniska w wioskach
naszego plemienia.
– Dziękuję. Może kiedyś zabłądzę do waszych osiedli nad Maumee River.
Wiosłowali aż do zmierzchu. Długie cienie drzew kładły się czarnymi
plamami na wodzie, gdy skręcali w prawy dopływ Wabash, nazywany przez
6 pemikan – suszone mięso
10