Page 5 - Demo_ksiazki
P. 5
– Nie mogę wiedzieć, jaśnie panie – odpowiedział wzru-
szony stróż.
– Za to, ażebyś na podwórze nigdy nie puszczał katary-
nek. Rozumiesz?…
– Rozumiem, jaśnie wielmożny panie.
Lokal mecenasa składał się z dwu części. Cztery większe
pokoje miały okna od ulicy, dwa mniejsze – od podwórza. Pa-
radna połowa mieszkania przeznaczona była dla gości. W niej
odbywały się rauty, przyjmowani byli interesanci i stawali
krewni albo znajomi mecenasa ze wsi. Sam pan Tomasz uka-
zywał się tu rzadko i tylko dla sprawdzenia, czy wywoskowano
posadzki, czy starto kurz i nie uszkodzono mebli.
Całe zaś dnie, o ile nie przepędzał ich za domem, przesia-
dywał w gabinecie od podwórza. Tam czytywał książki, pisy-
wał listy albo przeglądał dokumenty znajomych, którzy pro-
sili go o radę. A gdy nie chciał forsować wzroku, siadał na fo-
telu naprzeciw okna i zapaliwszy cygaro zatapiał się w rozmy-
ślaniach. Wiedział on, że myślenie jest ważną funkcją życiową,
której nie powinien lekceważyć człowiek dbający o zdrowie.
Z drugiej strony podwórza, wprost okien pana Tomasza,
znajdował się lokal wynajmowany osobom mniej zamożnym.
Długi czas mieszkał tu stary urzędnik sądowy, który spadłszy
z etatu przeniósł się na Pragę. Po nim najął pokoiki krawiec;
lecz że ten lubił niekiedy upijać się i hałasować, więc wymó-