Page 10 - Demo_ksiazki
P. 10

Sprawa obecna była zawikłana. Pan Tomasz im więcej
            wczytywał się w papiery, tym bardziej zapalał się. W emery-

            cie ocknął się adwokat. Nie wychodził już z mieszkania, nie

            sprawdzał, czy starto kurz w salonach, tylko zamknięty w swo-

            im gabinecie czytał dokumenty i notował.

                 Wieczorem stary lokaj mecenasa przyszedł z codzien-
            nym raportem. Doniósł, że pani doktorowa wyjechała z dzieć-

            mi na letnie mieszkanie, że zepsuł się wodociąg, że odźwier-

            ny Kazimierz zrobił awanturę ze stójkowym i poszedł na ty-

            dzień – do kozy. Zapytał w końcu: czy pan mecenas nie zechce

            widzieć się z nowo przyjętym stróżem?…
                 Ale mecenas, pochylony nad papierami, palił cygaro,

            puszczał kółka dymu, a na wiernego sługę nawet nie spojrzał.

                 Na drugi dzień pan Tomasz jeszcze siedział nad aktami;

            około drugiej zjadł obiad i znowu siedział. Jego rumiana twarz

            i szpakowate faworyty na szafirowym tle pokojowego obicia

            przypominały „studia z natury”. Matka ociemniałej dziewczyn-
            ki i jej wspólniczka robiąca pończochy na maszynie podziwia-

            ły mecenasa i mówiły, że wygląda na czerstwego wdowca, który

            ma zwyczaj od rana do wieczora drzemać nad biurkiem.

                 Tymczasem mecenas, choć przymykał oczy, nie drzemał

            wcale, tylko rozmyślał nad sprawą.

                 Obywatel X w roku 1872 zapisał swemu siostrzeńcowi fol-

            wark, a w roku 1875 – synowcowi kamienicę. Synowiec twierdził,
   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14   15