Page 9 - DEMO_KSIAZKI
P. 9

Zuza spojrzała na dom. Opuszczała go na trzy miesiące, bo tyle
          trwał szkolny semestr, a przecież nie zdążyła się nacieszyć ani swo-
          im wyremontowanym pokojem, ani ogrodem, w którym właśnie
          zakwitły jesienne róże. Miały aksamitne żółte płatki i wdzięczne

          imię – Cecylia.
            –  Szkoda,  że  nie  mogę  pożegnać  się  z  mamą  –  westchnęła
          Zuza. – Jak długo jeszcze będzie leczyć tego słonia?
            Niania pokręciła głową.
            – Co najmniej tydzień. Mówiła, że wdała się jakaś infekcja,
          przez co temu biedakowi strasznie spuchła trąba. Ale leki zaczyna-
          ją działać, wyzdrowieje.
            Gdy  doszły  do  asfaltu,  wózek  potoczył  się  już  gładko.  Zuza
          z zainteresowaniem przyjrzała się wielkiemu placowi, z którego

          robotnicy usuwali gruz. Za rok miała powstać tu szkoła, w której
          także ona zamierzała się uczyć. Na razie jednak musiała skorzystać
          ze stypendium, jakie ufundowało jej Nowe Miasto Hekk. Szkoda
          tylko, że musiała jechać tak daleko!
            – Nie martw się – powiedziała serdecznie niania, zupełnie jak-
          by czytała w myślach Zuzy. – To stypendium to przecież duże wy-
          różnienie ze strony nowego burmistrza. Dobrze, że poznasz kole-

          żanki, bo przecież, złotko moje, nie masz żadnej, a może też jakiś
          kolegów?
            – Oni mnie w ogóle nie interesują! – przerwała jej Zuza.
            Niania zatrzymała się i spojrzała na dziewczynkę z czułością.
            – No to, o co chodzi? – spytała.
            Zuza zatrzymała się i kopnęła kawałek cegły.
            – Naprawdę doceniam to stypendium. I wiem, że szkoła w Tan-
          dor ma piękne tradycje, i że poziom jest tam rewelacyjny. No, ale
          właśnie może z tego powodu trochę się boję…



 8                                        9
   4   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14