Page 10 - DEMO_KSIAZKI
P. 10
– Ty? Ty się czegoś boisz? – zdziwiła się niania.
Zuza spojrzała na nią poważnie.
– No właśnie – powiedziała z przejęciem. – Ja chyba zaczynam
dorastać, bo wyobraź sobie, że naprawdę się boję. A w dodatku tak
mnie denerwuje ten Berni! W niedzielę, jego kolega, Artur, zapro-
sił mnie na lody. Zjadłam tylko dwie gałki, ale Berni tak się obra-
ził, jakbym zamówiła co najmniej ten wielki puchar z bitą śmieta-
ną. No, co? Czemu się śmiejesz?
Niania pokręciła głową i pogłaskała Zuzę po lśniących brązo-
wych włosach.
– Myślę, że problemem nie była wielkość tych lodów, tylko to,
że zjadłaś je z Arturem.
– A co w tym złego? – nastroszyła się Zuza.
– Nic. Tylko w pewnym wieku…
– W pewnym wieku i w pewnym wieku – przerwała jej nie-
grzecznie Zuza, czując wstępujące na policzki rumieńce. – Ciągle
to ostatnio słyszę. Ten „pewien wiek” staje się ostatnio coraz więk-
szym problemem!
Tak rozmawiając, przeszły obok porośniętej bluszczem siatki.
Zagadane, nie zauważyły pewnej osoby, która obrzuciła je niena-
wistnym spojrzeniem. Alberta Batog, była naczelniczka przytułku
dla sierot, właśnie tutaj odbywała karę za swoje niegodziwe czyny.
W ramach prac społecznych wywoziła taczką gruz i porządkowa-
ła teren pod budowę szkoły. Teraz, oparła się na grabiach i patrzy-
ła w ślad za Zuzą. Potem przeniosła wzrok na swoje brudne roz-
deptane buciory i połamane paznokcie. I znów przeniosła twar-
dy wzrok na Zuzę. Ach, jakże jej nie cierpiała! To wszystko przez
nią! Przecież Alberta miała być gwiazdą telewizyjnego kulinarnego
show. A w swoich wspaniałych restauracjach, w zamian za drobne
10 11