Page 6 - Demo_ksiazki
P. 6
dzieńczy miły pysk, wierni towarzysze taki długo zamawiali tę nagłą i nie-
przyjemną chorobę i tak długo pocieszali zasmucone koleżeńskie osierdzie,
że smutek odlatywał z wrzaskliwym krakaniem wrony. Nie bardzo będzie-
my skłóceni z prawdą ogłosiwszy, że klasa siódma przypominała tajny ja-
kiś związek, w którym wszyscy pomieniali się na serca. Jest to handel za-
mienny połączony z najmniejszym prawdopodobieństwem cygaństwa. Po-
mienianie się na głowy byłoby interesem ryzykownym, można by bowiem
otrzymać baranią za jako tako ludzką. Klasa siódma złożona była z dobrych
chłopców, z serdecznych chłopców, głowy jednak były w niej rozmaite, róż-
norakiego kalibru, różnorakiej trwałości i pojemności. Tym bardziej mu-
siało to zastanowić każdego bystrego człowieka, że wszystkie szlachetne łby
tej klasy promieniały wyborną znajomością historii. Panu profesorowi Gą-
sowskiemu wystarczało to w zupełności do zadowolonego szczęścia. Wca-
le go to nie obchodziło, co się dzieje z matematyką, łaciną i innymi gałęzia-
mi drzewa wiadomości złego i dobrego. Wiedział o tym, że siódmoklasista,
wywołany przed katedrę, aby zdał sprawę z historycznych mądrości, będzie
śpiewała jako ten słowik. Na początku roku szkolnego szło z tym jakoś kula-
wo, od pewnego jednak czasu każdy egzamin był koncertem. Największy tę-
pak w klasie, który lotnością inteligencji niewiele przewyższał dębową sza-
fę, historykiem był pierwszorzędnym. Pan profesor był dumny, puszył się
jak paw i nadymał w dobrej duszy.
Nie miało granic jego zdumienie, kiedy z początkiem czerwca, więc już
ku końcowi szkolnego roku, wywołany jako pierwszy baszybuzuk, zwący się
Kaczanowski, nie zerwał się jak zwykle z miejsca, nie zbliżył się jak zwykle
tanecznym krokiem do katedry, lecz zgoła osłupiał.
– Kaczanowski! – wezwał go profesor po raz drugi.
Tamten spojrzał na pana profesora zdumionym wzrokiem.
– Ja, proszę pana profesora? – zapytał jakby z wyrzutem.
– Czy nazywasz się Kaczanowski?
– Tak, proszę pana profesora… Ale to jakaś pomyłka…
– Jaka pomyłka?
– Ja przecie nie miałem być dzisiaj pytany… to znaczy…
Chciał cofnąć te słowa, ale nie mógł już schwytać ich w locie.
– To musi być pomyłka! – dodał już z rozpaczą.
Pan profesor Gąsowski spojrzał na niego z niewymownym zdumieniem.
– Proszę wyjść w tej chwili z ławki!
8