Page 5 - Demo_ksiazki
P. 5
liśmy niezbicie, że bohaterem jej był pewien głośny aktor, który razu jedne-
go zapytał na scenie: „Jak ci na imię, Judyto?”. Otóż aktor ten (a nie profesor)
kazał się obudzić w hotelu wcześnie rano. Przez pomyłkę służący powiesił
na jego drzwiach księżą sutannę. Roztargniony aktor, na pół jeszcze senny,
wdział sutannę, a stanąwszy przed lustrem, wykrzyknął: „A cóż za bałwan
ten służący! Zamiast mnie, obudził jakiegoś księdza!”. Pan profesor Gąsow-
ski nigdy by tak nie krzyknął, lecz byłby wyszedł w sutannie na ulicę o ni-
czym nie wiedząc, zamiast w lustrze bowiem byłby się przejrzał albo w sza-
fie, albo we drzwiach, albo w ścianie.
Zawsze roztargniony, nie znał dobrze dźwięcznych nazwisk swoich
uczniów i mieszał je, nigdy nie wiedząc, które z nich do której należy gęby.
Przy egzaminowaniu odczytywał je z notesu. Operacja ta odbywała się dwa
razy tygodniowo, a na każde danie wybierał trzech, nigdy więcej, nigdy
mniej. Wywołany wychodził z ławki, stawał tuż przy profesorskiej katedrze
i tam brany był na męki. Dlatego, choć z niechęcią, używamy tego bolesne-
go słowa, że młody pawian bredził smętnie jak Piekarski na mękach. Zda-
rzało się to jednak nad podziw rzadko. W innych klasach bywało rozmaicie,
w klasie siódmej jednakże historia stała na wysokim poziomie. Zdawać się
mogło, że trzydziestu wyjących derwiszów zapałało niesłychaną do tej na-
uki namiętnością. Dziwy, dziwy. Jeden z drugim recytował ze zdumiewają-
cą lotnością. Gadał dobrze jeden, gadał wybornie drugi i trzeci świetnie ga-
dał. Pan profesor Gąsowski kiwał z uznaniem szlachetną swoją, bardzo już
srebrzystą głową, rad w duszy, że młodzi Lechici, o których inni profesoro-
wie wyrażali się z czarnym powątpiewaniem, z takim entuzjazmem służą
muzie historii; aby okazać swoje zadowolenie, chwytał czasem młodziana
za ucho, gest ten przejąwszy od Napoleona. Dumny był ze swojej rozkrzy-
czanej hałastry, nazywanej klasą siódmą, jak cesarz ze swojej gwardii. Zda-
je się jednak, że gwardia cesarska mniej czyniła wrzawy w bitewnym tło-
ku niźli klasa siódma w czasie pokoju. Bardzo pyskata była ta społeczność,
bujna, rozbrykana i ponad ludzką miarę wesoła. Stado mustangów na pre-
rii nie rży tak radośnie na widok wody, jak umiała rżeć rozgłośnym śmie-
chem klasa siódma. Około trzydziestu dryblasów umiało wyprząść pogo-
dę z najczarniejszych dni. W klasie siódmej, jak w państwie hiszpańskiego
króla, nigdy nie zachodziło słońce. Śmiały się radośnie młode oczy, śmia-
ły się pyzate gęby i śmiały się usta, napełnione niepoliczoną ilością zdro-
wych zębów. Gdy się któremuś z klasy siódmej wykrzywił smutkiem mło-
7