Page 10 - Demo_ksiazki
P. 10
ną rzeką, w szkolnej sali uczyniło się mroczno. A tak było przeraźliwie cicho,
że aż w ostatnich ławkach słychać było zmęczony i nierówny oddech profe-
sora. Zapadł w udręczone milczenie jak w trzęsawisko. Nie odsłaniał oczów,
jakby nie chciał widzieć złośliwego świata. Trzydziestu chłopców wpatrywa-
ło się w niego spojrzeniem, w którym łzawił się ogromny smutek. Wszystko
można znieść, tego jednak znieść nie można, aby dobry, och, jak dobry czło-
wiek – dręczy się. Ten i ów zaczął naradzać się najcichszym szeptem. Nagle
znieruchomieli wszyscy, bo pan profesor Gąsowski coś mówi…
Mówi urywanym głosem, a słowa zataczają się, jakby były bezsilne:
– …Nauczam od trzydziestu kilku lat… Jestem bardzo zmęczony i tego
roku już na pewno odejdę ze szkoły… Ale nie skarżyłem się nigdy… Zda-
wało mi się, że kochali mnie zawsze ci, których nauczałem. Nie byłem nigdy
srogi, może nawet byłem zbyt miękki… Więc mnie nigdy nie spotkało to, co
mnie dzisiaj spotkało… Byłem dumny z siódmej klasy i oto mam nagrodę:
w siódmej klasie zakpiono sobie ze starego człowieka…
– Panie profesorze! – ozwał się jakiś głos z tylnych ławek.
– …Nie przerywaj mi! Tak, dobrze mówię: zakpiono sobie ze mnie. Moi
chłopcy naigrawają się ze starego człowieka… Jeden mówi, że nie na nie-
go przypadła kolej, drugi nie chce odpowiadać, bo jest czwartek… Trudno.
Mógłbym i jednego, i drugiego… Ale ja nie będę się mścił… Nie, moje dzie-
ci… Jest mi tylko bardzo, bardzo smutno… Możecie się ze mnie śmiać…
Bardzo proszę… Mścić się nie będę… Zbyt was kochałem… To moja wina…
A teraz dość! Dzisiaj nie będę już pytał nikogo. Za chwilę rozpocznę wy-
kład… Przepraszam was, że się rozżaliłem…
– Panie profesorze!
– Słucham!
W pierwszej ławce podniósł się Cisowski. Był to nieforemny chłopak,
nieco pękaty, z rozmierzwioną czupryną; sądząc po jego budowie musiał być
sprężysty i silny. Spojrzenie miał śmiałe i dziwnie przenikliwe. W tej chwili
był blady i wzruszony. Przemawiał głosem miękkim i melodyjnym.
– Panie profesorze – rzekł z czułością. – Ja wszystko wytłumaczę.
– Przede wszystkim: kto ty jesteś? Twarz oczywiście znam, lecz twoje na-
zwisko wymknęło mi się z pamięci.
– Nazywam się Adam Cisowski.
– Być może… Wszystko być może. Takie się dzisiaj między wami dzie-
ją historie, że już zwątpiłem o wszystkim. Więc dobrze… jesteś Cisowski
12