Page 6 - Demo_ksiazki
P. 6

Nigdy imię złożone z pięciu śnieżystych płatków i złotego oka nie zostało
         nadane z większą lekkomyślnością. Kobieta ta powinna nosić imię wulka-
         nu, a nie kwiatka.
            Spojrzała na mnie z wysoka i rzekła głosem tak czarnym, że smoła kapa-
         ła z niego ciężkimi kroplami na prawie perski dywan:
            – Przyszła jakaś taka i takie coś...
            Każdy inny, nieznający przedziwnych obyczajów tej armaty, niecierpliwy-
         mi pytaniami otworzyłby bramę piekła i wyzwoliłby najmniej siedmiu ogo-
         niastych szatanów. Z tą lubą istotą należało postępować oględnie, ze wznio-
         słym spokojem, z beznamiętną cierpliwością i z wyrozumiałością mędrca,
         albowiem luba istota czekała pożądliwie okazji do piekielnej awantury. Na-
         leży wiedzieć o tym, że jej wroga i zuchwała postawa wobec świata i wszyst-
         kiego, co żywe, pochodziła z bolesnej udręki i ciężkiego zawodu. Od owego
         dnia gniewu i klęski, w którym wierna przyjaciółka „odbiła” jej narzeczone-
         go, dusza rzewnej i tkliwej Narcyzy obrosła kolcami jako jeż. Szczególną nie-
         nawiść poczęła żywić do wszelkiego stworzenia rodzaju żeńskiego. Znając
         te piekielne tajemnice, wiodłem z nią dialog nie jak z ciężką armatą, lecz jak
         z niewinnym ptaszkiem. Usłyszawszy przeto przedziwną, czarną i niechęt-
         ną wieść o tym, że „przyszła jakaś taka z takim czymś!” – pojąłem w lot, iż
         mowa jest o rodzaju żeńskim. Pan Bóg – na szczęście – nie odmówił mi by-
         strości.
            – Ach! – rzekłem dobrotliwie. – Jakaś taka?...
            – Przecie mówię po polsku! – odrzekła hardo armata i spojrzała na mnie
         posępnie.
            – Tak, tak, rozumiem... Jakaś pani?
            Osoba, którą w niezrozumiałym szaleństwie nazwano Narcyzą, wzruszy-
         ła ramionami, dając mi tym ruchem pogardliwie do poznania, że bystrość
         moja niewiele się różni od zdumiewającej bystrości pieca albo szafy.
            – Aha, więc nie pani – mówiłem szybko, ze słodkim akcentem pojedna-
         nia. – Któż to mógł przyjść? Skoro nie pani...
            – Pannica! – zawołała ona głosem rozdzierającym.
            – Patrzcie, patrzcie! – mówiłem w wybornie udanym zdumieniu.
            Mąż  niecierpliwy  i  nieznający  zawiłych  zagadek  życia  byłby  chwycił
         strzelbę i dwoma strzałami zakatrupił lubą Narcyzę, tym by się to jednakże
         skończyło, że dwie kule odbiłyby się od niej jak od hipopotama, ona zaś za-
         biłaby niedoświadczonego człowieka jednym potężnym spojrzeniem.

    6
   1   2   3   4   5   6   7   8   9   10   11