Page 8 - DEMO_KSIAZKI
P. 8

Papierosy zawsze kojarzyły się jej z Jacą. Jego bluza, do której
            ostatnio przytulała się dość często, pachniała papierosami, po-
            dobnie jak jego włosy i palce.
              Więc, jeśli będzie jej brakować Jacy, zapali papierosa i położy
            go na oknie, czekając aż wypali się do końca.
              Wsiadając do samochodu, pomyślała, że powinni byli sobie
            to powiedzieć. Może nie używając żadnych wielkich słów. Jakoś
            zwyczajnie. Nawet żartem. Bo dopóki coś nie zostanie nazwane,
            to jest tak, jakby nie istniało.
              – Pasy – przypomniała jej matka.
              Zapięła je automatycznie i założyła ciemne okulary. Widząc
            to, matka uśmiechnęła się ironicznie i przypomniała, że zaraz
            zacznie zachodzić słońce. Lula wzruszyła ramionami. Okulary
            pożyczył jej Jaca, kiedy po raz ostatni cała paczka spotkała się
            w skateparku. A zaraz potem ogłoszono te wszystkie bezsensow-
            ne zakazy i nie miała możliwości, aby je zwrócić.
              Miasto było puste. Przejechały je w rekordowo szybkim czasie.
            Tak jakby wszyscy kierowcy postanowili zostać w domu – choć
            przemieszczanie się własnymi pojazdami nie zostało jeszcze za-
            bronione. Na granicy miasta zatrzymał je patrol policyjny.
              – Odwożę córkę na wieś – powiedziała z uśmiechem matka.
              – Właściwa decyzja, pani doktor – odparł przedstawiciel pra-
            wa. – Ale proszę spieszyć się z powrotem. Mówi się, że…
              No tak, wszyscy ją znają, pomyślała Lula. Jak nie z gazet, to
            z telewizji albo z internetu. Z przerażająco konkretnych wypo-
            wiedzi i apeli do mieszkańców. W ciągu kwadransa potrafiła do-
            prowadzić do tego, że do szpitala przyniesiono kilkaset masek
            i jednorazowych rękawiczek. Jak ona to robi?
              Słońce powoli chowało się za wierzchołki drzew. Prześwity-
            wało pomiędzy pniami, barwiło dachy podmiejskiego osiedla


                                         8                                                                                  9
   3   4   5   6   7   8   9   10   11   12   13