Page 14 - DEMO_KSIAZKI
P. 14
Przeszła obok śpiącego psa, którego zauważyła dopiero teraz.
Mieszaniec bernardyna z niedźwiedziem, pomyślała. Pies otwo-
rzył jedno oko i ziewnął, pokazując całe uzębienie.
Noc była chłodna. Lula stanęła przy furtce i wyjęła z kieszeni
telefon. Bateria pokazywała jedną kreskę. Gdyby nie ten cholerny
pośpiech, zdążyłaby go naładować. Otworzyła bagażnik i wyjęła
swoją torbę. Zestaw przetrwania na dwa tygodnie, pomyślała,
zatrzaskując klapę.
– Przygotowaliśmy ci pokój na górze – powiedziała ciotka. –
Z widokiem na całą okolicę.
Drewniane schody skrzypiały, kiedy wchodziła na piętro.
W pokoju unosił się zapach pasty do podłóg i czystej pościeli.
Postawiła torbę obok szafy i zdjęła sportowe buty.
A potem tylko w skarpetkach ponownie zeszła na dół.
– …i naprawdę nie zrobiłyście tego do dzisiaj? – dobiegł do niej
zdziwiony głos ciotki.
– Pozostawiłam jej wybór – odparła matka. – Wielu rodziców
postępuje podobnie.
– A to imię? – zapytała ciotka. – Jakoś nigdy cię o to nie pytałam.
No tak. Nietrudno było zgadnąć o kim mowa. Historię swo-
jego imienia Lula znała bardzo dobrze. Lula, nie Lucyna. Tak
jak bohaterka pewnego filmu, który dawno temu obejrzała jej
matka. Oczywiście, nie była wtedy jeszcze doktor Pitbull, ale zwy-
czajną dziewczyną, która mogła pozwolić sobie na pewne eks-
trawagancje.
A wybór? To też było proste. Otóż rodzice Luli postanowili,
że pozostawią jej wybór w kwestii wiary. To znaczy, że będąc do-
rosłą, zdecyduje, czy chce czy nie chce być ochrzczoną… Długo
miała o to pretensje, głównie dlatego, że nie mogła paradować
w białej sukience częstokroć przypominającej ślubną kreację
14 15