Page 8 - DEMO_KSIAZKI
P. 8
nę – odrzekła. – Mateusz pojechał na dworzec. Oczekujemy małego chłopca
z Domu Sierot w Nowej Szkocji. Ma przyjechać wieczornym pociągiem.
Gdyby Maryla oznajmiła, że jej brat pojechał na dworzec, żeby odebrać
kangura przysłanego z Australii, zdziwienie pani Małgorzaty pewnie było-
by mniejsze. Po prostu zaniemówiła. Nie przypuszczała, że sąsiadka mogła-
by sobie z niej zażartować… lecz w tej chwili była już skłonna uwierzyć we
wszystko.
– Mówisz poważnie? – spytała, odzyskawszy głos.
– Oczywiście, że tak – odpowiedziała zapytana takim tonem, jak gdyby
sprowadzanie chłopców z sierocińca stanowiło zwyczajne zajęcie w ramach
wiosennych prac polowych na każdej porządnej farmie w Avonlea.
Pani Małgorzata straciła panowanie nad sobą. Myślała samymi wykrzyk-
nikami. Chłopiec! Maryla i Mateusz Cuthbertowie adoptują chłopca! Z sie-
rocińca! Czyż to nie koniec świata?! Teraz chyba już nic nie będzie w stanie
jej zaskoczyć. Nic! Nic!
– Skąd przyszedł wam do głowy taki pomysł? – spytała z dezaprobatą.
Ponieważ coś postanowiono bez poproszenia jej przedtem o radę, musiała
wyrazić swoje niezadowolenie.
– O, długo zastanawialiśmy się nad tym, właściwie przez całą zimę – od-
powiedziała Maryla. – Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem odwiedzi-
ła nas pani Spencer i oznajmiła, że na wiosnę ma zamiar przyjąć do siebie
dziewczynkę z sierocińca w Hopetown, gdzie mieszka jej cioteczny brat. By-
wała u niego często, więc miała sposobność poznać ten Dom Sierot i prze-
konać się, że jest dobrze prowadzony. Mówiła o kilku chłopcach-sierotach,
których tam widywała, a że Mateusz i ja już od dawna myśleliśmy o tym, by
wziąć do siebie jakiegoś chłopca, postanowiliśmy zrobić to teraz. Mateusz
nie jest już młody – wiesz, że skończył sześćdziesiątkę – i nie tak energicz-
ny, jak dawniej. Od czasu do czasu ma też kłopoty z sercem. A sama wiesz,
jak trudno jest dziś o dobrego pomocnika! Nie ma tu innych pracowni-
ków, oprócz tych głupich francuskich chłopaków-niedorostków. Ciężko ich
przytrzymać w domu, bo ledwie się taki trochę przyuczy i przyzwyczai do
pracy, a już wymyka się do fabryki albo wyjeżdża do Ameryki. Początko-
wo Mateusz proponował, by wziąć jakiegoś chłopca z Anglii. Ale nie chcia-
łam się na to zgodzić. Możliwe, że byłby to odpowiedni nabytek, nie prze-
czę, ale nie chcę znać tych londyńskich uliczników. Niech będzie to przynaj-
mniej tutejsze dziecko. Niezależnie od tego, kogo byśmy nie wzięli, zawsze
istnieje ryzyko. Lecz lżej mi będzie na duszy i będę spokojniej spała, mając
10 10 11