Page 7 - DEMO_KSIAZKI
P. 7
żenie, iż nikt nigdy tutaj nie bywa. Jej okna wychodziły na wschód i zachód.
Przez to od strony zachodniej, czyli od podwórza, wdzierały się do środ-
ka łagodne czerwcowe promienie słońca; przez wschodnie zaś roztaczał się
piękny widok na obsypane białymi kwiatami wiśnie rosnące w sadzie, a tak-
że szpaler zielonych i smukłych brzóz, lekko kołyszących się na wietrze i po-
chylonych nad strumieniem. Po murze pięło się wokół okna dzikie wino.
Tutaj siadywała Maryla Cuthbert, jeśli chciała chwilę odpocząć. Nieufnie
spoglądała na słońce, które wydawało się jej zbyt wesołe i promienne, jak na
poważne sprawy tego świata. W tej właśnie chwili pani Małgorzata zastała
swą sąsiadkę zajętą robótką. Stół był nakryty do wieczerzy.
Zaledwie pani Linde uchyliła drzwi, a już zdążyła przyjrzeć się wszyst-
kiemu, co stało na stole. Znajdowały się tu trzy nakrycia; prawdopodobnie
więc Maryla czekała na gościa, który miał przybyć z Mateuszem. Lecz tale-
rze były przeznaczone do codziennego użytku, a w salaterce znajdowała się
tylko marmolada z jabłek, do której podano jeden rodzaj pieczywa. Od razu
było wiadomo, że oczekiwany gość nie jest nikim ważnym. W takim razie,
co miały znaczyć biały kołnierzyk Mateusza i powóz z kasztanką? Pani Mał-
gorzata zaczynała już gubić się w tej zagadkowej sprawie, jaką odkryła na,
do tej pory, spokojnym i zwyczajnym Zielonym Wzgórzu.
– Dobry wieczór, Marylo! – rzekła od progu.
– Dobry wieczór, Małgorzato! – odparła żywo sąsiadka. – Śliczny wie-
czór, prawda? Siadaj, proszę! Co u was słychać?
Między panną Cuthbert a panią Linde istniało zawsze coś na kształt
przyjaźni na przekór, co wynikało z dzielącej je różnicy charakterów.
Maryla była wysoką, szczupłą kobietą, o nieco kanciastej budowie. Swoje
ciemne włosy, gdzieniegdzie przetykane siwizną, zwijała w gruby kok, prze-
szywając je dwiema metalowymi szpilkami. Czyniła wrażenie osoby bardzo
wymagającej, o dość ciasnych horyzontach myślowych, jednak kąciki jej ust
zdradzały swym rysunkiem skrywane poczucie humoru.
– My czujemy się doskonale – mówiła pani Małgorzata. – Lecz kiedy zo-
baczyłam Mateusza jadącego powozem, zaniepokoiłam się, czy coś złego
nie stało się u was. Myślałam, że pojechał po doktora.
Ledwie widoczny uśmiech sprawił, że usta Maryli zadrżały. Oczekiwała
wizyty Małgorzaty, gdyż doskonale wiedziała, że widok Mateusza jadącego
kasztanką rozbudzi ciekawość sąsiadki.
– O nie, czuję się zupełnie dobrze, mimo że miałam wczoraj ciężką migre-
9