Page 9 - demo_ksiazki
P. 9
Czułem się trochę głupio, bo nie miałem ani świeczki, ani
kwiatka, więc wziąłem jeden z wielu zniczy, stojących na grobie
Nieznanego Żołnierza. Ostatecznie, moja matka też jakby była
żołnierzem. Samotnym, skazanym na nierówną walkę.
Powyrywałem to wszystko, co wyrosło na jej grobie i posta-
wiłem znicz.
I kiedy patrzyłem na maleńki płomyk, niespodziewanie opuś-
cił mnie żal i wszystkie pretensje, jakie nosiłem w sobie od dnia
jej śmierci.
Nocami, nie mogąc spać, toczyłem długie monologi, z wście-
kłości gryzłem skraj kołdry, wciskałem twarz w poduszkę – żeby
nie usłyszał, że płaczę.
– Ludzie czasami nie myślą o drugich – wyjaśniła mi Lula. –
Nie można ich za to winić. To jest odruch. Może… gdyby byli
w stanie zatrzymać się… albo wrócić… pewnie by tego nie zrobili.
Wtedy byłem jeszcze za smarkaty, żeby to zrozumieć.
– Dorośniesz, zrozumiesz – podsumowała.
No i nie wiedziałem nic o Luli poza tym, że określano ją jed-
nym, niezbyt ładnym słowem. Takim, za które ojciec kiedyś mi
solidnie przylał. Ale Lula nic nie robiła sobie z ludzkich języków
i olewała osiedlowe plotkary.
Wracając do moich wagarów. Usiadłem na ławeczce, którą
zrobił dziadek i zacząłem przypominać sobie różne rzeczy z tam-
tego czasu.
Choćby to, że pokazywała mi różne robaki i uczyła, że nie
wolno im robić krzywdy. Chodziliśmy nad staw karmić kaczki,
a czasami, kiedy stary jechał na delegację, pakowaliśmy do ple-
caka kanapki i jechaliśmy za miasto.
8 9