Page 10 - demo_ksiazki
P. 10
Nie zauważyłem, żeby coś było z nią nie tak, chociaż… pamię-
tam taki dzień, jak wracaliśmy ze szkoły, mogłem mieć siedem,
góra osiem lat, strasznie dawno to było, no i zobaczyłem kota,
takiego zwykłego burasa, który przecenił swoje możliwości
i utknął w siatce.
Matka przykucnęła obok niego i nie wiem, jakim cudem roz-
plotła tę siatkę. Kot dał nura w krzaki, a na dłoni matki pozostało
kilka kropel krwi. Wtedy zrozumiałem, że krew zwierząt jest tak
samo czerwona jak ludzka.
– A czy jemu nic się nie stało? – zapytałem.
Byłem wtedy chyba strasznie wrażliwy.
– Nie – odpowiedziała. – Zresztą, podobno koty mają dzie-
więć żywotów.
– A my tylko jeden – dodała, patrząc w przestrzeń. – A jeśli
zdarzy się nam utknąć w siatce, rzadko kiedy ktoś nam pomoże.
Siedząc na ławce i gapiąc się na znicz, nagle zrozumiałem,
o co jej chodziło.
– Przepraszam – powiedziałem, zupełnie jakby stała obok.
Z fotografii na porcelanie spoglądała na mnie poważnie
i smutno. A może uśmiechała się, tylko bukiet rumianków za-
krywał jej usta.
O zdjęcie też była awantura, ponieważ jej przyjaciółka wybrała
takie, nie inne.
Ojciec oczywiście nie mógł nic zrobić, bo to ona zapłaciła
za wszystko, a on zawsze miał węża w kieszeni.
Ale kiedy tylko mógł, zasłaniał zdjęcie wazonem, w który wsta-
wiał kilka chryzantem. Każdy powrót z cmentarza był jednym
10 11