Page 4 - tmp
P. 4
Ilekroć czerwonoskóry chciał praw swoich dochodzić, odpo-
wiadano mu prochem i ołowiem, a on musiał ulegać przewa-
dze broni białych. Rozgoryczony tym, mścił się na poszczegól-
nych „bladych twarzach”, które spotykał; ale nawzajem za jego
postępowanie dokonywano wprost rzezi na czerwonoskórych.
Przez to ten pierwotnie dumny, odważny, waleczny, lubiący
prawdę, otwarty i wierny zawsze swoim przyjaciołom myśli-
wiec stał się nieufnym, kłamliwym, podstępnym człowiekiem.
Ale nie on temu zawinił, lecz biały.
Gdzież to podziały się trzody dzikich mustangów, spośród
których Indianin brał sobie ongiś wierzchowca? Gdzie te bawo-
ły, którymi się żywił, kiedy milionami zaludniały prerię? Czym
on dziś żyje? Czy może mąką i mięsem, które mu dostarcza-
ją? Przypatrz się, ile gipsu i innych pięknych rzeczy znajduje
się w tej mące! A gdy czasem jakiemuś szczepowi przyznają sto
„szczególnie tłustych” wołów, to zmieniają się one po drodze
w trzy stare, wychudłe krowy, z których sęp chyba zdołałby ode-
rwać kąsek dla siebie. Zapewne zapyta niejeden, dlaczego czer-
wonoskóry nie żyje z uprawy roli? Czyż może liczyć na zbiory
on, wyjęty spod prawa, którego przepędzają ciągle dalej i da-
lej, nie pozwalając mu obrać stałej siedziby?
Jakże pięknym zjawiskiem był on dawniej, kiedy owiany
grzywą mustanga mknął przez daleką sawannę, a jak nędznie
i podupadle wygląda dzisiaj w łachmanach, niezdolnych pokryć
jego nagości! On, który w nadmiarze siły rzucał się z pięściami
na strasznego szarego niedźwiedzia, włóczy się teraz jak głodny
pies parszywy po kątach, aby jaki ochłap wyżebrać lub... ukraść.
Tak, on dziś już chory, umierający, a my stoimy nad jego
łożem, aby mu stulić powieki. Stać nad łożem śmierci to rzecz
poważna, ale stokroć poważniejsza, jeżeli to łoże śmierci całej
rasy. Tu wyłania się wiele, wiele zapytań, a przede wszystkim
to, co mogłaby zdziałać ta rasa, gdyby miała czas i pole do roz-
4 5