Page 9 - demo ksiazki
P. 9
Kari poczuła w brzuchu szalejącą wściekłość, jak zresztą
często w ciągu ostatnich trzech miesięcy.
– Kto ma jeszcze ochotę na pomidorka cherry? – spytała mama
i prócz pomidora pozwoliła sobie jeszcze na ciasteczko. Jej żyla-
sta figura biegaczki znosiła to bez problemu.
Kari machnęła odmownie ręką.
– Zejdę jeszcze na chwilę na łąkę. – Chciała pobyć choć
przez chwilę sama, co przez najbliższe dwa tygodnie będzie
raczej trudne.
Stopy dziewczyny zapadały się w kwitnących na liliowo
wrzosach, a słońce ogrzewało jej skórę. Było cudownie. Powoli
się uspokajała. „Może to i dobrze, że przyjechaliśmy tutaj, jak
zaproponował Thorsten, a nie do Szwecji, jak chciałam. Ale
tam z kolei mogłabym obejrzeć miejsce, skąd pochodzą dzia-
dek i babcia… to by było ciekawe…”
Kiedy Kari obejrzała się, musnęła wzrokiem coś jasnego, co
przysiadło na kamieniu. Ptak o krótkim, zakrzywionym dzio-
bie i biało–srebrnym upierzeniu, mniej więcej dwukrotnie
większy od gołębia.
– Popatrz, to jest chyba sokół! – szepnęła do siostry, która –
podobnie jak John – zaczęła właśnie schodzić zboczem w jej
kierunku. – Mogłabyś przynieść szybko aparat? Albo moją ko-
mórkę, powinna leżeć gdzieś na tylnym siedzeniu.
– Łał, ależ on piękny – szepnęła z zachwytem Alice i już
chciała ruszyć, kiedy John zawołał z parkingu:
– Już mu strzeliłem fotkę. – W niedbałej pozie celował tab-
letem. Czy zdawał sobie sprawę, że wygląda jakby trzymał
przed twarzą deskę do krojenia? – To białozór, jak sądzę. Fal-
co rusticolus.
Nikt tego nie skomentował. Alice zawahała się i spojrzała
niepewnie na Kari.
Ta zagryzła wargę i zwracając się do młodszej siostry powie-
działa:
12