Page 18 - demo ksiazki
P. 18
Ponieważ zerwał się chłodny wiatr, Kari wzięła z samocho-
du sweter i ciemnozieloną kurtkę wiatrówkę, a bezużyteczną
komórkę wsunęła do swojego bagażu. Następnie odrzuciła
matce kluczyki. Chwilę później jej dość uciążliwa przybrana
rodzina zniknęła w wąwozie, a Kari poczuła, że wreszcie może
swobodnie odetchnąć.
Przemierzała dolinę wolnym, ostrożnym krokiem, próbu-
jąc zbliżyć się do srebrnego sokoła i nie potknąć się przy tym
o któryś z odłamków lawy.
Przestraszyła się, gdy ktoś ją zagadnął.
– Dobrze, że jesteś, naczekaliśmy się trochę na ciebie. – To
był kobiecy głos, melodyjny i wesoły. Zanim Kari się odwróciła,
wiedziała, że należy do jasnowłosej dziewczyny.
I tak też było. Młoda kobieta przyglądała się jej z uprzej-
mym uśmiechem, nakładając na siebie dłonie z rozcapierzo-
nymi palcami. Może było to jakieś islandzkie pozdrowienie,
o którym nie wspominał przewodnik?
– Przepraszam – odparła lekko zmieszana Kari.
Także młodzieniec się teraz uśmiechał i patrzył na nią z za-
ciekawieniem, podczas gdy jego dłonie ułożyły się w takim sa-
mym geście.
– A więc ruszajmy – powiedział. – Powinniśmy akurat zdą-
żyć. Nie chciałbym tu siedzieć do jutra i czekać, aż brama po-
nownie się otworzy.
Jego towarzyszka lekko się skrzywiła.
– Konie też by się nie ucieszyły.
Konie! Kari poczuła, jak jej twarz rozciąga się w szerokim
uśmiechu.
„No proszę, widocznie dość często napomykałam, że bar-
dzo bym chciała zwiedzić Islandię konno, wypróbować tolt
i takie tam!” Nie, jej matka wcale nie była głucha i wygląda
na to, że zaaranżowała piekielnie udaną niespodziankę uro-
dzinową.
21