Page 16 - demo ksiazki
P. 16

– No, słuchajcie, zatrzymuję się, okolica jest taka fotoge-
            niczna.
               Fakt, była. Niezaprzeczalnie!
               Kari wygrzebała się z samochodu i rozejrzała ze zdumieniem.
            Ciepłe, południowe światło zalewało zbocza gór, które otaczały
            kotlinę niczym obrzeża areny, wydobywając z nich niemal nie-
            rzeczywistą barwę. Lśniącą, jasną zieleń z nutą jesiennej rdza-
            wości. Łał. Mając przed sobą taki widok, żałowanie Szwecji było
            czystą stratą czasu.
               Na szczęście można było zaparkować na poboczu, trzy sa-
            mochody już tam stały, poza tym był też drewniany stół pikni-
            kowy i drogowskaz, przypuszczalnie zaczynał się tu jakiś szlak
            turystyczny. Dobrze, że piknik mieli już za sobą, ponieważ stół
            był zajęty. Siedziało przy nim dwoje ludzi niewiele starszych
            od niej, najwyżej osiemnastoletnich: dziewczyna o jasnoblond
            włosach  w  grubym  islandzkim  swetrze  i  naprzeciwko  niej
            chłopak, którego długie włosy wręcz złociły się w tym świetle.
            Miał na sobie prostą, jasną koszulę – może była skórzana? –
            ciemne spodnie i solidne buty. Oboje wydawali się zaintereso-
            wani nowoprzybyłymi.
               Kari natomiast przestała im się przyglądać, gdyż kątem oka
            dostrzegła właśnie, że obok przemknęło bezgłośnie coś białe-
            go. Sokół? Tak, szybkimi uderzeniami skrzydeł mknął w doli-
            nę, widziała blask jego srebrnobiałych piór! Czy to ten sam co
            wcześniej?
               Tak bardzo chciała go sfotografować, że w pośpiechu upuś-
            ciła komórkę.
               – Shit! – Spadła na kamień. Jedna krawędź była wgniecio-
            na, poza tym nie chciała się ponownie włączyć. Alice i mama
            otoczyły Kari, patrząc ze współczuciem.
               – Koniec dzwonienia – stwierdziła Alice.
               Kari uśmiechnęła się krzywo.
               – Już nie raz chciałam trochę odpocząć od telefonu.


                                         19
   11   12   13   14   15   16   17   18   19   20   21