Page 10 - demo ksiazki
P. 10
ulubieńcami doktora Dolittle były kaczka Dab-Dab, pies Jip, mała
świnka Geb-Geb, papuga Polinezja oraz sowa Tu-Tu.
Jego siostra biadoliła na tę całą menażerię, twierdząc, że zwie-
rzęta brudzą w całym domu. Pewnego dnia do doktora przyszła
starsza kobiecina, chora na reumatyzm i usiadłszy na śpiącym na
sofie jeżu, nigdy więcej już się nie pojawiła. Od tej pory co sobo-
tę jeździła do oddalonego aż o dziesięć mil Oxenthorpe, do in-
nego lekarza.
Siostra doktora, Sarah Dolittle, mawiała:
– John, nie sądzisz chyba, że chorzy ludzie będą przychodzić
tu do ciebie, skoro trzymasz w domu całą te sforę? Jaki porządny
lekarz trzyma w gabinecie jeże i myszy! To już czwarty pacjent,
którego ci odstraszyły. Sam pan Jenkins i wielebny pastor oświad-
czyli, że więcej się tu nie pojawią – choćby toczyły ich najgorsze
choroby. Biedniejemy z dnia na dzień. Jeśli nic z tym nie zrobisz,
to żaden z majętnych nigdy więcej tu nie zawita.
– Kiedy ja wolę zwierzęta od tych wszystkich „majętnych” – od-
powiedział doktor.
– Brednie gadasz! – odparła siostra i wyszła z pokoju.
Czas płynął, a wokół doktora Dolittle było coraz to więcej i wię-
cej zwierząt, a pacjentów coraz mniej. Aż w końcu nie pozostał mu
ani jeden poza karmicielem kotów, któremu cały ten zwierzyniec
zupełnie nie przeszkadzał. Karmiciel nie był jednak człowiekiem
zbyt majętnym, a poza tym chorował jedynie raz w roku – w po-
rze świąt Bożego Narodzenia – i wręczał wówczas doktorowi sześć
pensów za buteleczkę leku.
Sześć pensów rocznie nijak nie wystarczało, nawet w tamtych
czasach i gdyby doktor Dolittle nie miał oszczędności w skarbon-
ce, nie wiadomo jakby się to wszystko skończyło.
_ 10 _ _ 11 _